Brexit uderzy w polskie lotniska regionalne
Jeśli dojdzie do poważnego ograniczenia prawa do pracy w Wielkiej Brytanii dla Polaków, w największym stopniu ucierpią polskie lotniska regionalne. W Bydgoszczy, Lublinie i Rzeszowie loty do Wielkiej Brytanii stanowią dziś ponad 50 proc. wszystkich połączeń zagranicznych.
Reklama
Międzynarodowe Stowarzyszenie Transportu Lotniczego (IATA) szacuje, że po wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej ruch do i z tego kraju zmaleje o 3-5 proc. Zmiany będą powolne i wynikną z sytuacji gospodarczej, ale mogą uderzyć w polskie lotniska.


W 2015 r. między Wielką Brytanią a kontynentalnymi krajami Unii Europejskiej podróżowało 117 mln pasażerów. Według analityków IATA, do 2020 r. w wyniku Brexitu liczba ta może spaść o 3-5 proc. Organizacja podkreśla jednak, że w tej chwili sytuacja jest bardzo niepewna - nie wiadomo jak będzie przebiegać wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, kiedy ostatecznie nastąpi i na jakich warunkach strony będą potem współpracowały.


IATA podkreśla, że największym problemem jest sytuacja gospodarcza. Według różnych źródeł do 2018 r. PKB Wielkiej Brytanii zmaleje o od 1,3 do 6 proc., a do 2020 r. - o od 2,5 do 5,5 proc. To będzie wiązało się z niższym popytem na podróże biznesowe, mniejszą liczbą brytyjskich turystów wyjeżdżających za granicę oraz spadkiem ruchu cargo.
.jpg)
Na to nałoży się spadek wartości funta. Analitycy IATA zwracają uwagę, że w tej chwili ok. dwóch trzecich ruchu na brytyjskich lotniskach to wylatujący za granicę obywatele tego kraju. Obcokrajowcy podróżujący do Wielkiej Brytanii stanowią tylko jedną trzecią ruchu. Tańszy funt zmniejszy opłacalność podróży dla mieszkańców Wielkiej Brytanii, ale może zachęcić do przylotu więcej obcokrajowców - jednak ponieważ jest ich mniej, nie zrównoważy to spadków.
IATA podkreśla, że zmiany prawne i regulacyjne będą znacznie bardziej stopniowe i nie wpłyną tak bardzo na zmianę ruchu. Wielka Brytania musi wynegocjować kwestie dostępu do rynku (otwartego nieba), zasad funkcjonowania zarejestrowanych w tym kraju linii (m.in. easyJeta) oraz przepisów technicznych.
W tej chwili niemal połowa pasażerów z i do Wielkiej Brytanii leci na trasach wewnątrzunijnych. Ewentualne zmiany najbardziej dotkną easyJeta - 49 proc. pasażerów tej linii korzysta z połączeń między Wielką Brytanią a resztą Unii. Dla Ryanaira odsetek ten wynosi 36 proc., a dla British Airways - 14 proc.
IATA nie spodziewa się jednak, by w zakresie dostępu do rynku nastąpiły większe zmiany. Otwarte niebo i wspólna negocjacja umów lotniczych z krajami trzecimi jest zbyt cenna dla obydwu stron. Wielka Brytania niemal na pewno pozostanie też stroną umowy o otwartym niebie ze Stanami Zjednoczonymi, bo była jednym z jej inicjatorów.
Nie wiadomo za to, jaką politykę dotyczącą lotnictwa przyjmie Londyn. Chodzi tu przede wszystkim o prawa własności (Unia zakazuje inwestorom spoza wspólnoty nabywania ponad 49 proc. akcji przewoźników lotniczych) oraz ograniczenia środowiskowe. Analitycy IATA zwracają uwagę, że teoretycznie Wielka Brytania mogłaby wykorzystać tę sytuację na swoją korzyść i dokonać opłacalnej liberalizacji. Jednak w praktyce, by zachować dostęp do wspólnego unijnego rynku, będzie musiała respektować większość norm unijnych.
Ekonomiści nie mają wątpliwości - Brexit, czyli wyjście z Unii Europejskiej, to dla brytyjskiej gospodarki potężny cios. Lotnictwo jako kręgosłup międzynarodowej wymiany handlowej i inwestycji również ucierpi.
Jednak w tej chwili jest zdecydowanie zbyt wcześnie, by mówić o konkretnych skutkach. Wiadomo, że spodziewana recesja w Wielkiej Brytanii przełoży się na mniejszy ruch przez kilka następnych lat - ale o skali spadków będzie można spekulować dopiero, gdy Londyn rozpocznie negocjacje o wyjściu ze wspólnoty z Brukselą.
Żaden poważny ekspert nie spodziewa się ograniczenia umowy o otwartym niebie między Wielką Brytanią a Unią, bo to nie opłaciłoby się żadnej ze stron. Trudniejsze do przewidzenia jest to, co stanie się z brytyjskimi liniami (np. czy easyJet przeniesie część operacji do baz w Unii albo czy Londyn dopuści inwestorów z krajów arabskich), ale to w dużej mierze zależy od wynegocjowanych rozwiązań związanych z przepływem pracowników i kapitału.
Z polskiej perspektywy kluczowa pozostaje kwestia dostępu do rynku pracy. W 2015 r. między Polską a Wielką Brytanią podróżowało 6,16 mln pasażerów - był to zdecydowanie najbardziej popularny kierunek podróży. Sporą część tego ruchu generują migranci ekonomiczni. Jeśli straciliby oni prawo do pracy na wyspach, ruch może poważnie zmaleć.

Jeśli doszłoby do poważnego ograniczenia prawa do pracy w Wielkiej Brytanii dla Polaków - a Londyn zapowiada, że to nastąpi - w największym stopniu ucierpią polskie lotniska regionalne. W Bydgoszczy, Lublinie i Rzeszowie loty do Wielkiej Brytanii stanowią dziś ponad 50 proc. wszystkich połączeń zagranicznych. Na większości innych lotnisk udział ten przekracza 20 proc. Utrata nawet części z nich mocno uderzyłaby w i tak nierentowne małe porty lotnicze.
Problemy może mieć też Wizz Air, dla którego loty między krajami "nowej Unii" a Wielką Brytanią stanowią znacznie większą część oferty niż dla Ryanaira czy easyJeta.
A zatem o ile dla całego ruchu lotniczego w Wielkiej Brytanii po Brexicie największe znaczenie będzie miała sytuacja gospodarcza i wynegocjowane warunki handlu z Unią, to w przypadku tras z i do Polski wszystko zależy od tego, ilu Polaków będzie mogło pracować w pozostającej poza wspólnotą Wielkiej Brytanii.
Niewiadomych na kolejnych szczeblach jest coraz więcej - trudno dziś na przykład przewidzieć, czy Szkocja i Irlandia Płn. nie pozostaną w Unii odpowiednio jako niezależne państwo lub po połączeniu z Republiką Irlandii. Wtedy wszystkie prognozy dotyczące ruchu lotniczego trzeba by robić na nowo.
Wkrótce na łamach Pasazer.com zaprezentujemy raport szczegółowo podsumowujący polsko-brytyjski rynek lotniczy w 2015 i 2016 r.
fot. Dominik Sipinski, Piotr Bożyk