ACS przejął ochronę warszawskiego lotniska
Od tygodnia pasażerów na warszawskim Lotnisku Chopina kontroluje spółka zależna Polskich Portów Lotniczych ACS we współpracy ze Strażą Ochrony Lotniska. W ten sposób zarządzający portem lotniczym chce odzyskać nadzór nad zapewnianiem bezpieczeństwa.
Reklama
Zmiana nastąpiła 15 czerwca.
Do tej pory kontrolą pasażerów na warszawskim lotnisku zajmowała się prywatna firma Konsalnet. Spółka zdobyła kontrakt w 2013 r. po zmianach w prawie lotniczym, które z jednej strony otworzyły rynek kontroli lotniskowej dla firm ochroniarskich, a z drugiej wymusiły organizację przetargów na tę usługę.
Jednak Konsalnet był wielokrotnie krytykowany za poziom usług. Cierpliwość zarządu PPL skończyła się pod koniec zeszłego roku - gdy kontrola Urzędu Lotnictwa Cywilnego wykazała poważne naruszenia ze strony Konsalnetu, poprzedni dyrektor naczelny Michał Kaczmarzyk zapowiedział rozwiązanie z tą firmą kontraktu.
Po objęciu stanowiska dyrektora PPL Mariusz Szpikowski zapowiedział, że przedsiębiorstwo przejmie zadania związane z kontrolą.
- Ustawa wymaga od firm kontrolujących pasażerów na lotniskach pięcioletniego doświadczenia. Dlatego w lutym przejęliśmy firmę Mar-Old, która zajmowała się tym w porcie lotniczym w Babimoście. Włączyliśmy ją do naszej spółki-córki ACS - objaśnia Szpikowski.
Dzięki takiemu zabiegowi ACS spełnia nie tylko wymogi związane z doświadczeniem, ale również może otrzymać kontrakt w ramach tzw. zlecenia in-house jako spółka-córka. Dzięki temu PPL nie musi organizować przetargu.
ACS to dawna firma Airport Cleaning Services, zajmująca się głównie sprzątaniem lotniska. Szpikowski podkreśla jednak, że to w żaden sposób nie jest związane z zadaniami z zakresu bezpieczeństwa.
- Zostawimy w tej firmie część związana z usługami sprzątania, ale zbudowaliśmy też nową, niezależną strukturę wewnątrz niej związaną z kontrolą bezpieczeństwa, która jest ważniejsza. Teraz ACS jest pod naszą kontrolą i działa według naszych zasad, podczas gdy nad Konsalnetem mieliśmy tylko ustawowe minimum kontroli - dodaje dyrektor naczelny PPL.
Szpikowski zwraca też uwagę, że cała sytuacja jest wynikiem pospiesznie i niestarannie przeprowadzonej nowelizacji prawa lotniczego w 2011 r. Ówczesny rząd przeprowadził zmiany tuż przed wyborami, a branża - w tym Szpikowski, wówczas prezes Air Poland - mocno je krytykowała.
- Ustawa przeniosły koszty ochrony na porty lotnicze, czyli pośrednio na finansujące je samorządy. Pojawił się też rynek na firmy ochroniarskie. Ale w ustawie były luki, np. dotyczące kontroli poczty i cargo, gdzie w zasadzie nie było żadnych wymogów - mówi Szpikowski.
Do tego ustawa wprowadziła na lotniska uzbrojonych pracowników prywatnych firm - Szpikowski powątpiewa, czy to realnie zwiększyło bezpieczeństwa. Zwraca uwagę, że w innych krajach osoby odpowiedzialne np. za kontrolę pasażerów lub bagażu są uzbrojone co najwyżej w paralizatory. Taka broń spełnia wymogi ustawowe i pracownicy ACS nie będą mieli z sobą broni palnej. Uzbrojeni będą pracownicy SOL tam, gdzie jest to faktycznie niezbędne ze względów bezpieczeństwa
Dyrektor naczelny PPL przyznaje, że zmiana będzie wiązała się ze wzrostem kosztów dla lotniska.
- Moglibyśmy zapewnić kontrolę tak samo jak Konsalnet, w tej samej cenie, ale musiałbym wtedy tak samo jak ta firma zatrudniać pracowników na ponad jeden etat. Warto zwrócić uwagę, że Konsalnet niby jest tańszy, ale równocześnie odprowadza znacznie niższe podatki - zwraca uwagę Szpikowski.