Członkowie IATA zatroszczą się o pasażerów bankrutujących linii
Członkowie Międzynarodowego Stowarzyszenia Transportu Lotniczego (IATA) zobowiązali się do wzajemnej troski o pasażerów w przypadku upadłości jednej z linii lotniczych. Będą działać tak, by żaden pasażer nie pozostał bez opieki.
Reklama
Dobrowolne porozumienie będzie dotyczyło tylko linii lotniczych latających do, z lub wewnątrz Unii Europejskiej. Obejmie zapewnienie podróży powrotnej wszystkim pasażerom, którzy utkną poza swoim krajem zamieszkania w związku z finansowymi tarapatami linii lotniczej.
Jak podkreślono w komunikacie prasowym, to sformalizowanie istniejącego od dawna wśród linii lotniczych zwyczaju.
- Jestem zachwycony, że mogę powiedzieć, iż pasażerowie, którzy utkną w rzadkich i pechowych przypadkach bankructwa linii lotniczej za granicą, otrzymają "taryfy ratunkowe" od innych linii, by mogli wrócić do domu - powiedział Tony Tyler, dyrektor generalny IATA.
Zgodnie z treścią porozumienia zawartego w Brukseli, w przypadku bankructwa linii lotniczej jej pasażerowie będą mogli liczyć na mocno przecenione bilety na specjalnych warunkach u innych przewoźników. Jedynym ograniczeniem ma być dostępność miejsc w samolotach. "Taryfy ratunkowe" mają być tanie i dostępne w okresie do dwóch tygodni po bankructwie linii lotniczej. Będa oferowane wszystkim pasażerom lecącym do, z i w obrębie UE z wyjątkiem tych osób, których ubezpieczyciele pokryją kupno nowego biletu.
Członkowie IATA podkreślili rolę władz kraju rejestracji linii, która zbankrutuje. Administracja musi być odpowiedzialna za zapewnienie komunikacji pomiędzy pasażerami i liniami oraz za poinformowanie podróżnych o dostępie do "taryf ratunkowych".
Zgodnie z szacunkami Komisji Europejskiej, pomiędzy 2011 a 2020 r. tylko 0,07 proc. wszystkich pasażerów może zostać dotkniętych bankructwem któregoś z przewoźników. Spośród nich tylko 12 proc. będzie potrzebowało pomocy w powrocie do domu. Przewoźnicy sprzeciwiają się utworzeniu specjalnego funduszu na wypadek takiego zdarzenia. Członkowie IATA oceniają, że w ten sposób dobrze zarządzane linie musiałyby składać się na ratowanie bankrutujących.