Bomby na Twitterze. Nie warto żartować
Reklama
Żarty na Twitterze o bombach w samolocie wydają się śmieszne? Nie dla holenderskiej nastolatki, która dzień po takim "dowcipie" pod adresem American Airlines została zatrzymana przez policję w Rotterdamie. I nie dla przewoźnika i władz, którzy przez tę wiadomość mają nie tylko więcej pracy, ale i duże koszty, częściowo ponoszone przez podatników.
Dominik Sipinski
Holenderka znana jako "Sarah" w niedzielę (13.4) napisała na Twitterze, że nazywa się Ibrahim z Afganistanu i na 1 czerwca "planuje coś dużego". Wpis był zaadresowany do linii American Airlines.
Przewoźnik natychmiast zareagował, ostrzegając, że traktuje takie groźby poważnie. Nastolatka natychmiast zaczęła tłumaczyć się, że to żart i zmieniła profil na prywatny. Nie powstrzymało to jednak działań prawnych. Już następnego dnia, czyli wczoraj, "Sarah" została zatrzymana w Rotterdamie przez holenderskie władze.
American Airlines poinformowały, że traktują każdy taki żart jako realną groźbę. Podobnie postępują wszyscy inni przewoźnicy.
Wywołało to jednak lawinę kolejnych wpisów na Twitterze o bombach w samolotach adresowanych do amerykańskiej linii. Wątpliwe, by przewoźnik zdecydował się na kroki prawne w przypadku ich wszystkich.
"The Washington Post" przypomina jednak, że takie działanie jest łamaniem prawa. Najstarszy dziennik w stolicy Stanów Zjednoczonych podkreśla, że przez głupie żarty użytkowników Twittera absorbowani są pracownicy linii lotniczych, a także policja i FBI. Za to wszystko płacą podatnicy.
Dziennik apeluje o powstrzymanie się przed takimi "żartami" również z uwagi na dobro klientów. "The Washington Post" przypomina, że Twitter stał się jednym z podstawowych i szybkich kanałów komunikacji pasażerów z centrami obsługi klienta przewoźników lotniczych. Poprzez takie nadużywanie tego komunikatora linie mogą wycofać się z Twittera, przez co pasażerowie będą skazani na powolną komunikację mailową lub drogie i uciążliwe infolinie.
Dominik Sipinski
fot. Dominik Sipinski