Pięć pytań do prezesa Heathrow
Reklama
Światowy hub lotniczy to nie tylko duże lotnisko przesiadkowe - to także ogromny zysk dla gospodarki danego kraju. Przekonywał o tym Colin Matthews, prezes lotniska Londyn-Heathrow, podczas otwartej debaty w trakcie targów turystycznych World Travel Market w Londynie.
W debacie w Londynie uczestniczył Dominik Sipiński.
Lotnisko Heathrow w 2012 r. było trzecim największym portem lotniczym świata. Obsłużyło ponad 70 mln pasażerów. W Europie zajęło pierwsze miejsce. Pod względem ruchu międzynarodowego Heathrow jest światowym liderem. Sześć londyńskich lotnisk obsłużyło w 2012 r. niemal 135 mln podróżnych - o ponad 22 mln więcej niż drugi w tym rankingu Nowy Jork.
Mimo to przyszłość lotniska Heathrow jest niepewna. Niezbędna jest rozbudowa, bo port ma obecnie tylko dwie drogi startowe. Przeciwko nowym pasom protestują jednak okoliczni mieszkańcy, którzy są narażeni na rekordowo wysoki poziom hałasu.
Do końca tego roku Komisja Lotniskowa Daviesa ma przedstawić na zlecenie premiera Wielkiej Brytanii możliwe kierunki rozwoju lotnisk w Londynie. Ostateczna decyzja zapadnie w 2015 r.
Matthews opowiada się jednoznacznie za utrzymaniem Heathrow jako głównego lotniska i jedynego dużego hubu w Londynie. W jego opinii rozwiązaniem nie jest rozwój lotniska Gatwick, bo przewoźnicy, którzy nie mogą latać na Heathrow, wybierają Paryż lub Amsterdam.
- Gatwick to wspaniałe lotnisko. Ale linie lotnicze nie mogą tam dowieźć tylu pasażerów tranzytowych jak na Heathrow - podkreśla Matthews. - W Wielkiej Brytanii możemy mieć jeden hub lub żadnego. Inne kraje, takie jak Japonia, próbowały mieć dwa i to się nie udaje.
Zauważa, że problemu nie rozwiąże proponowana linia szybkiej kolei łącząca Heathrow i Gatwick.
- Jedno lotnisko jest zawsze lepsze niż dwa, niezależnie od tego jak dobrze są one połączone. Pasażer wybierze lot z przesiadką na jednym lotnisku, bo zawsze ma taką opcję, a nie problemy związane z transferem, pociągiem, taksówkami, walutą, obcym językiem itp. - przekonuje Matthews.
Matthews zaznacza, że hub w Londynie to nie tylko zysk dla lotniska, ale także dla całej gospodarki. Według niego 2/3 głównych siedzib międzynarodowych korporacji w Wielkiej Brytanii znajduje się w promieniu 25 mil (ok. 40 km) od Heathrow.
- Jest tylko 6 lotnisk na świecie, które mają ponad 50 tras długodystansowych. Heathrow ma ich około 90. Gdybyśmy mieli odpowiednią przepustowość, moglibyśmy mieć 20-25 tras więcej. Bylibyśmy wtedy zdecydowanie najlepiej skomunikowanym lotniskiem na świecie. Teraz musimy odmawiać liniom lotniczym, które chcą do nas latać, a to jest wielka strata - ocenia Matthews.
Matthews podkreśla, że tylko dzięki hubom przewoźnicy lotniczy mogą zapełnić swoje samoloty. Nie tylko na najpopularniejszych trasach w okresie szczytu, ale także w środku tygodnia i na mniej obłożonych kierunkach. Jest to możliwe dzięki skupieniu w jednym miejscu bardzo dużego ruchu dowozowego z innych tras krótko- i dalekodystansowych.
Prezes lotniska wspiera też budowę drugiej linii szybkiej kolei, która ma połączyć Londyn z Birmingham. Dzięki wytyczeniu jej trasy przez Heathrow port lotniczy może zdobyć więcej pasażerów z środkowej Anglii.
- Żadne z rozwiązań nie jest proste. Musimy wziąć pod uwagę kwestie społeczne, środowiskowe, kwestie własności i hałasu oraz gospodarki - przyznaje Matthews. - To nie nasza decyzja, gdzie znajdzie się lotnisko przyszłości Wielkiej Brytanii. Jednak wyjście, które rozwiązuje mnóstwo problemów, ale jest nierealistyczne, nie ma sensu.
Dominik Sipiński
Dominik Sipiński
fot. Dominik Sipiński, Heathrow Airport