Za sterami: Poczuj się pilotem
Reklama
Kto z pasażerów nigdy nie zastanawiał się jak wygląda praca pilota?Jak to jest sterować tak wielką maszyną? Każdy, komu udało się zajrzeć do kokpitu z pewnością zastanawiał się do czego służą te wszystkie przyciski i wskaźniki.
Niektórzy zapewne zastanawiali się, czy są w stanie poprowadzić tak wielką maszynę, jaką jest samolot pasażerski i bezpiecznie wylądować.
Teraz każdy może się przekonać na własne oczy i spróbować swoich sił za sterami. Jeszcze do niedawna było to zupełnie nieosiągalne. Co więcej, możliwe jest to zaledwie godzinę jazdy od polskiej granicy.
Oczywiście nie mówimy o prawdziwej maszynie, bo tej nikt nie powierzy żółtodziobowi. Ale na ratunek entuzjastom awiacji przychodzą centra szkoleniowe, w których prawdziwi piloci na symulatorach ćwiczą manewry, których nikt nie chciałby przeżyć na własnej skórze.
Do tej pory profesjonalne centra szkolenia pilotów pozostawały niedostępne dla ciekawskich pasażerów. Zazwyczaj czynne są 24 godziny na dobę. Piloci bez obaw mogą przećwiczyć najtrudniejsze manewry. Okazuje się jednak, że w tak napiętym grafiku znajdują się "okienka" z których korzysta firma ProFlight, udostępniając sesje w symulatorze dla entuzjastów lotnictwa. I to po polsku, choć samo centrum znajduje się w południowo-wschodnim Berlinie, nieopodal lotniska Schonefeld.
Czy każdy może spróbować swoich sił? Jak najbardziej tak - przed rozpoczęciem sesji każdy ochotnik przechodzi briefing, podczas którego zapoznaje się z podstawowymi pojęciami z zakresu awiacji. Dowiemy się dlaczego samolot lata, jak powstaje siła nośna, jak działają skrzydła, klapy, stery. Jakie instrumenty są najważniejsze podczas naszego lotu, na co zwracać uwagę.
ProFlight GmbH to spółka niemieckiej firmy Lufthansa Flight Training GmbH i PRO TOURA HOLDING GmbH.
Po takim teoretycznym wprowadzeniu czas na generalną próbę.
Symulator już na nas czeka. W berlińskim centrum szkolenia Lufthansa Flight Training Center, z którego korzysta ProFlight, do dyspozycji pilotów jest aż 14 symulatorów. Szkolą się tu piloci ponad dwustu linii lotniczych z całego świata. Cena takiego symulatora to ok. 18 milionów euro.
Są to symulatory typu "full motion", czyli oddające wrażenie poruszania się samolotu. Można w nim zasymulować praktycznie każdą sytuację: boczny wiatr, lądowanie bez silników czy pożar w kokpicie.
Nasza ekipa próbowała swoich sił na popularnym Boeingu 737-800 Next Gen.
Symulator gotowy na przyjęcie załogi na pokład.
Włączamy silniki, światła i pierwsze zadanie - wzbić samolot w powietrze. Kapitanem tego "rejsu" jest Sebastian Guśliński, fotoreporter Pasazer.com.
Startujemy z lotniska w Frankfurcie n/Menem z pasa 25C. Jednak mamy tu szerokie pole wyboru gdyż oprogramowanie symulatora zawiera prawie 6000 portów lotniczych z całego świata.
Start wydaje się być prosty - klapy na poziom 5, przepustnica na 90 proc. mocy, pierwszy oficer pilnuje prędkości, po przekroczeniu 140 węzłów kapitan unosi dziób na 20 stopni. Lecimy! Pierwszy oficer chowa podwozie.
Kiedy już wzniesiemy się w powietrze, mamy okazję popróbować dynamiki samolotu. Okazuje się, że trzeba dysponować odpowiednią siłą mięśni, by móc operować wolantem. A utrzymanie prędkości, kursu i wysokości to wcale nie takie banalne zadanie.
Oczywiście na pokładzie wraz z nami "leci" prawdziwy, doświadczony pilot. Marc Krolikowski, pilot linii lotniczych Condor, udziela fachowych porad, a czasem zapewnia nam dodatkowe atrakcje, np. turbulencje.
Co ciekawe, przy każdym manewrze samolot potrzebuje 7 sekund na reakcję. To naprawdę dużo, szczególnie w sytuacja kryzysowych, gdy liczy się każda chwila. Dlatego tak bardzo liczy się doświadczenie i umiejętność przewidywania, co może się stać za kilka sekund.
Trochę problemów sprawia nam trymowanie. To inaczej ustawianie dodatkowej klapki na sterze wysokości w odpowiednim położeniu, w taki sposób, aby samolot trzymał zadaną wysokość (lub wznosił się/opadał z odpowiednią prędkością) bez ingerencji pilota na usterzenie (wolancie). Sterowanie tą klapką obywa się poprzez odpowiednie wyregulowanie przyciskami na wolancie koła zlokalizowanego pomiędzy fotelami pilotów.
Kiedy już oswoimy się z maszyną pora na najtrudniejsze zadanie - lądowanie.
Redukujemy moc silników, otwieramy klapy, podwozie... I "celujemy" w drogę startową. Paweł Cybulak, redaktor naczelny Pasazer.com ląduje na górzystym lotnisku w Innsbrucku. Wybór nie jest przypadkowy, to lotnisko jest ulubionym miejscem ćwiczeń dla pilotów. Położone w kotlinie górskiej sprawia wiele problemów. Znajduje się 547 m n.p.m, podczas gdy miasto od południa otoczone jest przełęczą znajdującą się 1370 m n.p.m. Dodatkowo lotnisko posiada krótką drogę startową o długości 2000 metrów.
Dla niedoświadczonych pilotów lądowanie nie jest najłatwiejszym zadaniem. Wszystko dzieje się bardzo szybko. Sprzyjająca pogoda, światła PAPI (wskazujące położenie wobec ścieżki podejścia) i dobre rady naszego opiekuna pozwalają jednak bezpiecznie posadzić samolot na ziemi.
Wylądowaliśmy bezpiecznie w Innsbrucku. Na chwilę poczuliśmy jak prawdziwi piloci wielkich maszyn pasażerskich. Tu naprawdę można spełnić swoje dziecięce marzenia. A wrażenia? Niesamowite. Nawet gdy trzeba za taką przyjemność zapłacić 999 zł za godzinę lotu. Nie lada gratka dla prawdziwych miłośników latania oraz wszystkich tych, którzy od dziecka marzą o tym aby choć przez chwile poczuć się pilotem i mieć w swoich rękach władzę nad 70 tonowym gigantem.
Sebastian Guśliński