Bezpieczniej robić odprawę on-line,
klikając wcześniej w angielską wersję
językową. Miałem problemy w OPO
gdzie nie chcieli zaakceptować LIS (listopada w polskiej wersji językowej).
W końcu jakoś się udało, ale trzeba było się trochę pogimnastykować ....
No właśnie chodzi o to że na stronie polskiej robię rezerwacje a potem na karcie miesiąc wychodzi mi po angielsku.
cezary:zazwyczaj drukuje sie za pomocą drukarki,jak masz polska to jest po polsku jak angielska to po angielsku:)))a poważnie zależy to na jakiej stronie językowej robisz odprawę...
A jak drukujecie że wam miesiąc wychodzi po polsku ? Mi zawsze drukuje po angielsku.
szumnusiu: W OPO by takie coś nie przeszło. Pan kazał iść przetłumaczyć kartę pokładową.
Na Malcie miałem coś takiego: Odprawa oczywiście online by FR. Karta wydrukowana po polsku. Pani się zapytała czy "PAŹ" na karcie to na pewno October. Przytaknąłem , więc uznała że sprawdziłą datę i puściła mnie dalej.
Ja też miałem kiedyś ciekawą przygodę. Otóż lecieliśmy z kolegą (niepodobnym do mnie). Najpierw był check-in, panienka wzięła nasze paszporty a potem oddała z włożonymi kartami pokładowymi, potem kontrola bezpieczeństwa (gdzie rzucono okiem tylko na karty wystające z paszportów) a potem kontrola graniczna (lot na Wyspy). Podchodzi kolega, pokazuje swój paszport, pogranicznik ogląda i go przepuszcza. Podchodzę ja, podaję paszport, pogranicznik długo i badawczo ogląda mój paszport, w końcu patrzy do tyłu na mojego kolegę i oddaje mi paszport i mnie przepuszcza. Idziemy do bramki, otwieramy nasze paszporty na stronie ze zdjęciem i co?... ja mam paszport kolegi a on mój! :) Karty pokładowe mieliśmy swoje więc widać panienka w check-inie zamieniła. A pogranicznik jak zauważył, że przepuścił kolegę z nie swoim paszportem to już było mu głupio mnie zatrzymać, więc też mnie przepuścił :)
adamlubin
2009-02-23 07:49
Dobrze że to leciał pan Jacek, a nie jakiś "Hassan Husain al Hamaii" na fałszywym brytyjskim paszporcie.
marian, masz 100% racji a wypowiedz prezesa świadczy tylko o nim
przyznać się do tego co się stało i winnych pociągnąć do odpowiedzialności, jak dla mnie to najprostsze rozwiązanie, a nie jakies mydlenie oczu. skoro prezes publicznie sie o tym wypowiada to mówiąc w ten sposób ma chyba ludzi za idotów...
marian: a co pozostalo prezesowi mowic?? dali "ciala" i tyle a teraz odwracaja "kota ogonem"....
"Z naszej strony wszystkie procedury zostały zachowane" a to ciekawe. Jak dla mnie to totalna kompromitacja i pan prezes powinien okazać trochę pokory. Niestety nasze porty lotnicze są daleko za lotniskami w innych krajach europejskich, pewnie przez takich ludzi to sie jeszcze długo nie zmieni...
Pan Jacek z Barcina poleciał do Stansted za darmo. Na bydgoskim lotnisku nikt nie zauważył, że próbuje wylecieć o miesiąc wcześniej niż powinien.
Podczas gdy, po 11 września na amerykańskich lotniskach pobiera się od pasażerów odciski palców, we Frankfurcie sprawdza się nawet buty, w Polsce można latać samolotem bez ważnego biletu. Z jednej strony - to z pewnością zabawna historia, z drugiej jednak zastanawiam się, jak dokładna jest kontrola na naszym lotnisku. Mieszkaniec Barcina musiał polecieć na dwa dni do Londynu. Wcześniej wielokrotnie latał samolotami. Nigdy nie miał problemów ani z obsługą lotniskową, ani z lotem.
- Zamówiłem bilet w biurze podróży. Poinformowano mnie, że zostanie on przesłany drogą elektroniczną na lotnisko w Bydgoszczy - tłumaczy pan Jacek. - Byłem pewien, że zarezerwowałem bilet na wylot na 14 lutego, a powrót na 16 lutego. Niestety, omyłkowo podałem daty 14 i 16... ale marca - dodaje.
Czujni Anglicy
Pojawił się w walentynki na bydgoskim lotnisku. Pomyślnie przeszedł wszelkie kontrole, wsiadł do samolotu i poleciał do Stansted. Dopiero dwa dni później, gdy zgłosił się na lotnisko, by wrócić do Polski, okazało się, że leciał na gapę.
Anglicy natychmiast zauważyli, że pana Jacka nie ma na żadnej liście pasażerów na 16 lutego. Wtedy dopiero nasz Czytelnik przyjrzał się szczegółom biletu elektronicznego i zbladł. Zdziwił się ni tylko on.
- Obsługa angielskiego lotniska nie mogła zrozumieć, w jaki sposób wpuszczono mnie na pokład w Bydgoszczy na podstawie tego biletu. Nie rozumieli w jaki sposób przepuszczono mnie w Bydgoszczy - dodaje pan Jacek.
Mimo że, nasz rodak wzbudził duże zainteresowanie, ponieważ rzadko komu udaje się polecieć samolotem na gapę, nie pozwolono mu pozwolić tego wyczynu w drugą stronę.
- Aby 16 lutego wrócić do Bydgoszczy, musiałem kupić dodatkowy bilet. Koszt mojej podróży wzrósł i to znacznie - o 300 funtów.
Data się nie liczy!
Po powrocie pan Jacek próbował omówić sytuację z bydgoskim lotniskiem. Niestety, bez skutku. - Tak naprawdę nikt nie chciał przyznać się do błędu. Gdyby obsługa lotniska zauważyła pomyłkę dat, poleciałbym w innym terminie. Nikogo to nie interesowało - mówi pan Jacek.
Udało nam się porozmawiać z prezesem Portu Lotniczego im. Ignacego Jana Paderewskiego w Bydgoszczy - Krzysztofem Wojtkowiakiem i zapytać o tę dziwną sytuację: - Nie możemy ponosić konsekwencji błędnych wyborów pasażerów odlatujących z portu w Bydgoszczy - tłumaczy. - Z naszej strony wszystkie procedury zostały zachowane i zupełnie nie rozumiem roszczeń tego pana. Myślę, że pragnie się z kimś podzielić swoim nieszczęściem - szkoda, że tylko z nami - dodaje Krzysztof Wojtkowiak.
zrodlo:Gazeta Pomorska