gość_ec29c
2018-10-25 09:54
Napiszę to jeszcze raz: zarząd LOT-u musi dotrwać do najbliższej niedzieli/poniedziałku, kiedy kończy się sezon letni i rozpoczyna zimowy.
Wtedy drastycznie spada oferowanie na trasach długodystansowych (przypuszczalnie jest aż tak małe w związku z awariami silników), a na rynku będą dziesiątki jeśli nie setki maszyn z załogami.
Tak więc zarząd już wygrał, dlatego może wszystkim zwolnionym proponować przyjęcie z powrotem na B2B, ale oferta jest ważna tylko do niedzieli/poniedziałku, bo potem załoga już niewiele może.
Rząd musi poprzeć zarząd (oczywiście oficjalnie wzywając do zgody), gdyż w przeciwnym razie przed kolejnymi wyborami będzie miał strajki w większości firm państwowych, służbie zdrowia, administracji, edukacji. Tak więc już wiemy, że pan Milczarski będzie prezesem, co najmniej do wyborów 2019. Może LOT nie będzie już tak prezentowany jako największy sukces "dobrej zmiany" (zresztą nigdy nim nie był, bo to Tusk osobiście, wbrew decyzji komisji (sitwy) wyznaczył Mikosza do kierowania LOT-em po raz drugi. PiS mu ukradł sukces według PR-owskiej zasady, że ważne jest co kto pierwszy ogłosi).
Myślę, że klęska w Warszawie sprawi, że rząd jeszcze raz przemyśli stręczenie nam projektu CPL, którego Warszawiacy nie chcą, zaś regiony jeszcze nie odkryły jak bardzo jest on anty-regionalny. Ważne by przy tym nie zrezygnować ze spinaczy sieci kolejowej i wykupić grunty na skrzyżowaniu przedłużonej CMK z szybką koleją Warszawa - Łodź.
W Locie pozostanie nam tylko czekać na rozstrzygnięcia sądowe...