Komentowanie dostępne dla zalogowanych użytkowników
jsg : podskoków doświadczyłem w CIA lądując z FR - nie przypuszczałem, że już wtedy oszczędzali na paliwie...;
miras : ale się uśmiałem :)
4tech: niech i będzie na przelotowej! Tylko niech nie robią tego jutro :)
miras: ale nie na ostatniej prostej tylko na przelotowej...gdyby wylaczyl silniki na ostatniej prostej to skonczylby jak B737 aeroflotu...
Skoro te podskoki to taka wielka oszczędność, to ja mam propozycję dla Francy na jeszcze większą oszczędność paliwa. Kiedy samolot jest już na ostatniej prostej w czasie podchodzenia do lądowania, to niech piloci gaszą silniki i lotem szybowcowym kończą lądowanie. Air Transat udało się przelecieć 120 km bez paliwa i szczęśliwie wylądować!
miras: dobra robota! Juz teraz wiem co i jak!
botros: z tymi podskokami w FR to cos mi sie kiedys obilo o uszy ze chodzi o oszczednosc paliwa. Lagodne podchodzenie do ladowania wymaga wiecej paliwa niz 'podskoki'.
MAM!!! Znalazłem! Jest tak jak myślałem. Mówiłem o tym do stenusa w czasie lotu (gdyż jego też o to zapytałem). Ryszard Jaxa-Małachowski: Tak nakazują rutynowe procedury bezpieczeństwa. Chodzi o zmniejszenie zapotrzebowania na energię elektryczną. Jest ona wytwarzana przez generatory napędzane silnikami. Wyłączenie większości świateł w kabinie to dodatkowa rezerwa mocy, która może się okazać potrzebna na przykład podczas jakiejś nieprzewidzianej sytuacji przy lądowaniu. (Odpowiedź ta pochodzi z rp.pl Pytanie o latanie - Rzeczpospolita). Na pytanie odpowiedział ekspert!
jsg : nie głupia odpowiedź; bo jak się lata FR, to nigdy nie wiadomo - zresztą, któryś pisał o swoich mocnych podskokach przy lądowaniu z FR...
miras: wydaje mi sie zeby latwiej znalezc droge ewakuacyjna przy zapalonych swiatlach podlogowych
miras : pytanie poważne; podejrzewam, że z tej samej racji co wygaszanie świateł w ciągu dnia...
Mam pytanie. Dlaczego nocą w czasie startu i lądowania wygaszane są światła w kabinie? Proszę tylko o poważne odpowiedzi!
no panowie... to natstępnym razem z rozmówkami się wybierzcie :)
No faktycznie, jak juz mi nie smakowal, to musiala byc schifezza. :o)
A ja za 1 euro kupiłem jakiś chiński napój. Mam nauczkę. Jak się nie zna mandaryńskiego, to się nie eksperymentuje. To miał być napój o smaku kokosowym. Miał zapach śmierdzących skarpet. Stenusowi też nie smakował. Cała puszka tego czegoś wylądowała w koszu. Najlepsza jest coca-cola - wszędzie jednakowo smakuje.
W Porto mają również doskonałe hostele, więc jest w czym wybierać. Najbardziej jednak byłem zaskoczony miejscowymi cenami - tak tanio to jeszcze nie wypoczywałem: 11 € litr Smirnoffa, 65 centów 2 litry Ice Tea, obiad w knajpie 5.80 €, że już o porto nie wspomnę. No i pogoda zdecydowanie przyjemniejsza niż w Hiszpanii, tj. temperatury niższe, a i popada czasem.
Jeszcze jedno spostrzeżenie. Bergamo, Girona, miasta okola 100 tys mieszkańców, a posiadają lotniska lepsze i wygodniejsze niż nasze kilkuset tysięczne miasta, jak choćby KRK. W takim Krakowie nie ma gdzie usiąść na lotnisku, a w Gironie można się spokojnie wyspać :)
mirasie: Trafilismy na tego samego czuba, gdyz mnie sie tez przypial, ze on nie zna takiego meisiaca. Ja zamiast robic scene, poszedlem do Portway, agenta FRancy, powiedzialem pani tam siedzace, ze pan z security nie rozumie co oznacza PAZ, na co ona sie wylewnie rozemiala, przystawila pieczatke, podpisala sie i zmienila PAZ na OCT. Z tym psozedlem i juz problemow nie bylo. Calosc zajela mi 2 minuty. :o) A w OPO to bagaz lubia dokladnie kontrolowac, a szczegolnie czy buteleczki sa mniejsze niz 100 ml i czy maja to napisane na sobie. :o) W KRK, BGY i VLC nikt nawet nie zabral sie, aby mi pzrelozyc moje buteleczki do plastikowej torebki, wszystko siedzialo sobie w kosmetyczce luzem i schowane w plecaku. A w OPO sparwdzaja namietnie.
W OPO na lotnisku w drodze powrotnej, jakiś czub sprawdzający karty pokładowe przypier.... się do... słowa PAŹ na karcie pokładowej. Zapytał co znaczy paź. Odpowiedziałem że to jest skrót polskiej nazwy miesiąca October. On nie rozumie polskiego. Ja na to że nie rozumiem portugalskiego, a kartę pokładową mogę tylko wydrukować w j.polskim (tu trochę skłamałem), dodałem jeszcze, że j. polski jest takim samym językiem unii jak portugalski. No i zaczęło się. Za chwilę przyleciał drugi czub no i tak przez 10 minut trwała słowna przepychanka. Panowie dzwonili gdzieś, albo udawali, że dzwonią. A na koniec szczegółowa kontrola bagażu (dobrze, że nie wziąłem mojego MEXXa, bo nie przeszedłby tej kontroli).