Manila - Perła Orientu

18/03/2017 09:02
Manila. Manilę, położoną na największej filipińskiej wyspie Luzon, zamieszkuje około 1,8 miliona mieszkańców, a w obrębie tzw. Mega Manila obejmującej liczne przedmieścia – 22 miliony. Po wizycie w zadbanym i czystym Singapurze stolica Filipin wydaje się chaotyczna, brudna i zadymiona. Aż trudno uwierzyć, że nazywano ja kiedyś Perłą Orientu. Orient w sumie jest, tylko gdzie ta perła? 

Na stację kolejki LRT Gil Puyat mam piechotą 20 minut . Po drodze mijam bardziej lub mniej zadbane domy, sklepy mieszczące się na parterach, warsztaty, stacje benzynowe, slumsy sklecone z przypadkowych materiałów, z których dochodzi pianie koguta i nieszczelne rynsztoki ziejące śmierdzącymi wyziewami. Przed wejściem ochrona pobieżnie przeszukuje plecak. Kupuje bilet i przechodzę na peron. Nadjeżdża pociąg. W środku przyjemny chłód klimatyzacji dający wytchnienie od gorącej ulicy. Kolejka mija kolejne przystanki Quirini, Pedro Gil, United Nation. Na Central wysiadam. Ze stacji kluczę zatłoczonymi ulicami Manili, które opanowały tabuny samochodów. Nad ich ruchem czuwają specjalni policjanci, którzy niczym sygnalizacja świetlna sterują tymi hordami pojazdów, umożliwiając pieszym przejście na druga stronę. 

Intramuros (z hiszpańskiego wewnątrz murów) to najstarsza dzielnica Manili otoczona murami obronnymi pochodząca z okresu hiszpańskiej dominacji Filipin. Od dawna strategiczne położenie nad brzegiem morza i przy ujściu rzeki doceniła miejscowa ludność, która przed najazdem Hiszpanów czerpała zyski z handlu morskiego. Po przyjeździe Hiszpanów i włączeniu wyspy Luzon w skład Korony Hiszpańskiej Manila często była celem najazdów. Po złupieniu miasta przez chińskich piratów, Hiszpanie podjęli decyzję o otoczeniu Manili pierścieniem murów obronnych. 

Prace budowlane rozpoczęły się w 1590 roku i trwały do 1872 roku. Wysokie na 6,7 metrów mury, ze względu na naturalne ukształtowanie terenu, mają nieregularny kształt, a w ich skład wchodzi m.in. 7 bastionów. 
Do Intramuros prowadziło 8 bram, zamykanych pomiędzy 23.00 a 4.00. Jedna z nich Puerta de Parian nazwą nawiązuje do Parian de Arroceros, czyli chińskich kupców, którzy zamieszkiwali okolice bramy.
Intramuros mocno ucierpiało podczas bitwy o Manilę (luty-marzec 1945), kiedy armia japońska wymordowała ponad 100.000 ludności cywilnej i zrównała miasto z ziemią. W 1951 roku filipiński rząd ustanowił Intramuros zabytkiem narodowym rozpoczynając szeroko zakrojoną odbudowę. Jednym z odbudowanych budowli jest manilska katedra (filip. Kalakhang Katedral Basílika ng Maynilà). 
Inne jak ruiny Intendencia nigdy nie odbudowano. 
Niedaleko od katedry położony jest Fort Santiago (filip. Moóg ng Santiago), który niegdyś stanowił część Intramuros. Cytadelę położoną przy ujściu rzeki Pasing do morza wybudowano na rozkaz hiszpańskiego konkwistadora Miguela López de Legazpi. 
Fort zbudowany na planie trójkąta służył zarówno jako arsenał i więzienie. To właśnie na terenie cytadeli przetrzymywano Rizala – narodowego bohatera Filipin – przed egzekucją.
Tagyatay. Na dworcu autobusowym zlokalizowanym przy stacji LRT Gil Puyat pytam się rozmawiających kierowców, który autobus jedzie do Tagyatay. Po wskazaniu właściwego wozu wsiadam do środka. Autobus z drugiej połowy XX wieku powoli zapełnia się ludźmi, wkrótce ruszamy. Tuż po opuszczeniu dworca, autobus staje na światłach. Do środka wsiadają uliczni sprzedawcy, oferując przekąski i napoje. Zapala się zielone, autobus rusza, a sprzedawcy pospiesznie wyskakują z pojazdu. Podróż umila system rozrywki pokładowej, czyli monitor, na którym wyświetlany jest koncert zespołu Bee Gees. 
Podróż przed niekończące się przedmieścia Manili zajmie dobre pół godziny. Z okna obserwuję domki, rudery, slumsy i wysokie apartamentowce w różnym stadium budowy, w których można kupić mieszkanie (ceny od 1,4 miliona wariatów*). Te już ukończone, pysznią się nowymi jasnymi fasadami górując nad morzem sklejonych ze sobą domków. Znowu niska zabudowa i życie toczące się na ulicy: ktoś śpi na chodniku, ktoś siedzi na krawężniku, a dwóch innych naprawia samochód. I nieprzerwany sznur samochodów, jeepney'ów, autobusów, motocykli. Klaksony, czarne wyziewy z diesli, warkot silników, klaksony.
Wyświetlany koncert się kończy, a konduktor wskazuje ręką pobliski dworzec w St. Rosa, skąd odjeżdża jeepney do Tagyatay. Podjeżdża srebrny wóz z tabliczką TAGYATAY i w mig zapełnia się podróżnymi. Trzypokoleniowa filipińska rodzina wraca z zakupów, młodzi z plecakami, starsi z torbami, wszyscy ściśnięci na twardych metalowych podłużnych ławach umieszczonych wzdłuż pojazdu. Ci, co chcą wysiać, krzyczą do kierowcy, który zatrzymuje się na żądanie, a wsiadający po zajęciu miejsca, krzyczą gdzie chcą jechać. Kierowca poza prowadzeniem oblicza taryfę za przejazd, inkasuje należność i wydaje resztę. W transferze środków pieniężnych uczestniczą sami podróżni, podając sobie z rąk do rąk banknoty i monety. Wkrótce i ja zostałem włączony w ten spektakl, umilając sobie przedłużającą się podróż, gdyż droga do Tagyatay jest niemiłosiernie zakorkowana. Sznur samochodów posuwa się powoli, a pokonanie 30 km zajmuje ponad godzinę. 

W okolicach stacji łapię motocykl z doczepioną budą, którą po ustaleniu opłaty, ruszam droga w dół do punktu widokowego, z którego widać wulkan Taal. Kilka zdjęć, w dole dostrzegam przystań, z której lepiej będzie widać wulkan. Po ustaleniu z kierowcą dodatkowej opłaty podchodzi wysoki Azjata. Przedstawia się, że pochodzi z Korei Południowej i pyta mnie skąd jestem. Mówię, że z Polski, ale mieszkam w Niemczech. Chwilę rozmawiamy, pan prosi czy mógłby zrobić sobie ze mną zdjęcie. Zgadzam się i po chwili jestem uwieczniony na wspólnym zdjęciu, choć cel prośby pozostaje dla mnie tajemnicą do dzisiaj. 

Widok na Tall z przystani, wcale nie jest lepszy niż z punktu widokowego. Niewielkie zachmurzenie nieco rozmazuje stożek Taalu zaliczanego do najbardziej aktywnych wulkanów. Ostatnie erupcje miały miejsce w latach 1965 i 1977. Od 2008 zaobserwowano wzmożenie aktywności wulkanicznej na tym terenie. 

Droga powrotna prowadzi pod górę. Dzielny motor trochę ryczy, trochę buczy, nieco zwalnia na zakrętach, ale dzielnie wynosi mnie na szczyt. Po podwiezieniu na przystanek autobusowy łapię autobus do Manili.
We wnętrzu wiekowego pojazdu - niecodzienny układ siedzeń: 3+2. Po drodze mijam kolejne miasteczka podobne o powtarzalnym stylu zabudowy, te same reklamy usług telekomunikacyjnych i przeróżnych kremów do wybielania twarzy, bo jasna skóra jest trendy. I kilometry kabli ciągnące się wzdłuż dróg, które krzyżują się, to znów rozdzielają i znowu łączą, tworząc swoistą napowietrzną sieć. Znużony dniem przysypiam, na dworcu w Manili budzi mnie konduktor. 

Manila. W kolejny dzień zaplanowałem zwiedzić pałac i muzeum Malacañang. Aby dostać się w okolice pałacu, muszę dojechać żółtą linią do stacji Doroteo Jose i przejść do stacji Recto będącego stacją początkową linii niebieskiej. Obie stacje łączy kładka zawieszona. Wszystkie trzy nitki MRT obsługiwane są przez inne przedsiębiorstwa, dlatego obowiązują osobne bilety i różne taryfy. Tu na niebieskiej 15 i 25 wariatów*. 

Z kładki łączącej obie stacje roztacza się smutny widok na prowizorycznie sklecone slumsy. Widok tym przykry, że według szacunków organizacji charytatywnych prawie 1/3 ludności Filipin żyje poniżej granicy ubóstwa, często wprost na ulicy. 
Z okna kolejki obserwuję mijane okolice, a slumsy kończą się gdzieś w połowie drogi, ustępując bardziej zadbanym budynkom i licznym szkołom, które zlokalizowano przy Mendiola Street łączącej okolice stacji Legarda z pałacem Malacañang (filip. Palasyo ng Malakanyang). Przy bramie wejściowej dowiaduję się, że zwiedzanie pałacu możliwe jest po uprzedniej rezerwacji. A dodatkowo obowiązują długie spodnie – informuje mnie strażnik, patrząc na moje krótkie spodenki. Nie pozostaje nic innego jak zrobić zdjęcie przez płot. 

Popołudnie spędzam snując się po Manili podziwiając m. in. jeepney’e iście filipiński wynalazek służący do masowego transportu ludzi. Często pojazdy pomalowane są w oryginalny sposób według gustów i upodobań właściciela. Słowo jeepney to zangielszczona wersja filipińskiego słowa dyipni

W parku Rizal (filip. liwasang Rizal) podziwiam makietę Filipin wykonaną w skalach: poziomej - 1:18.300 i pionowej – 1:4.600. Model Filipin został wykonany na rozkaz Ferdinanda Marcosa, który w latach 1966 – 1986 twardą ręką rządził krajem. Dopiero obejście makiety dookoła daje wyobrażenie o wyjątkowo rozwiniętej linii brzegowej Filipin, kraju położonego na 7106 wyspach.
W parku dzisiaj tłoczno. Rodzinne pikniki, grupki dzieci siedzące tu i ówdzie, a na zacienionym skwerku grupka młodzieży ćwiczy arnis - rdzenną filipińską sztukę walki. 

Niedaleko od pomnika punkt zerowy, od którego mierzone są odległości do najdalszych zakątków kraju.

Swoją przygodę z Manilą kończę w okolicach Oceanarium, gdzie podziwiam panoramę Manili. Wyjeżdżając z Manili mam mieszane uczucia. Z jednej strony cieszę się kolejne przygody w nowym nieznanym dla mnie miejscu, a z drugiej będzie mi brakować tej zatłoczonej, gwarnej i różnorodnej stolicy, w której nie sposób się nudzić odkrywając co rusz jakieś perełki. 

* 1 wariat to własne określenie walut pozaeuropejskich. Tu: peso filipińskie (PHP). W czasie publikacji wpisu 1 PLN = 12,59 PHP. 


Komentarze

Komentowanie dostępne jest tylko dla zalogowanych użytkowników.

dorośli
(od 18 lat)
młodzież
(12 - 18 lat)
dzieci
(2 - 12 lat)
niemowlęta
(do 2 lat)
Rezerwuj hotel
Wizy