Bliżej świata: Wyspa jak wulkan gorąca
Reklama
Żywa enklawa kwitnącego komunizmu z jego wszystkimi cechami, które nam Polakom są dużo bliższe, niż innym nacjom. Dzięki embargu nałożonemu przez USA w 1962 roku - Kuba to między innymi żywe muzeum motoryzacji, w którym eksponaty biorą udział w niestatystowanym ruchu drogowym. W cyklu "Bliżej świata" zapraszam na filmową wycieczkę do kraju braci Castro.
Lotnisko znajduje się w szczerym polu - na parkingu znajdowały się tylko autobusy biur podróży i taksówki. Żadnej komunikacji publicznej. Skazany zatem byłem na lokalną taksówkę. Jak się okazało kosztowała mnie miesięczną pensję Kubańczyka. Taksówka zabrała mnie z lotniska i pustą drogą wzdłuż wybrzeża - o które rozbijały się fale zatoki meksykańskiej- dowiozła mnie do cypla na którym położony jest kombinat hotelowo-turystyczny o nazwie Varadero. Mój hotel znajdował się na 11-tym kilometrze tego 22. kilometrowego cypla.
Mój telefon komórkowy na początku nie działał, zadziałał dopiero w Varadero. Jeszcze cztery lata temu Kuba nie obsługiwała połączeń komórkowych, teraz jest jeden, oczywiście państwowy operator. Jednak ceny rozmów i smsów dla Kubańczyków są zaporowe. Przykładowo wysłanie 1 smsa kosztuje 1 euro.
Owe foyer po głębszemu się przyglądnięciu okazało się nie w pełni działające... Hotel, a raczej przedsiębiorstwo hotelowe w całości należące do państwa, a zarządzane przez wojsko, miał ponad 500 pokoi i gdybym nie zapamiętał drogi wskazanej przez bell boya trudno było by mi odnaleźć swój pokój.
Nie zamierzałem spędzić tu dużo czasu, chciałem jak najszybciej znaleźć inne miejsce do spania i zwiedzania, bo po przebyciu 10 tys. kilometrów chciałem zobaczyć coś więcej niż hotelowe atrakcje.
Chciałem skorzystać z internetu, okazało się, że nie ma wifi... gorzej nie wiedzieli co to wifi. Pani na recepcji poinformowała mnie, że internet jest, ale dostępny w czymś co się nazywa internet point i kosztuje... 10 euro za godzinę - czyli 1/3 miesięcznej pensji Kubańczyka. Całe szczęście, że wiozłem mały netbook, a nie dużego laptopa. Okazał się na Kubie bezużyteczny. Na Kubie mało kto wie co to jest internet. W domach jest praktycznie niedostępny. Dostęp do niego mają studenci, limitowany (do 100 MB transferu) oczywiście z blokowanym gmailem, youtubem...
Kiedy odespałem długą i męczącą podróż, dokonałem szybkiego rekonesansu Varadero - turystycznego szczytu marzeń Kubańczyków. Jeszcze parę lat temu nie mogli oni wjechać tu wjechać. Miasteczko było dostępne tylko i wyłącznie dla zagranicznych turystów.
Varadero nie ma w sobie nic ciekawego - ot tandetne pamiątki i ceny w restauracjach przyprawiające o mdłości. Raz, że jedzenie niesmaczne, dwa, że drogie. Kubańczycy mawiają, że Varadero to nie jest prawdziwa Kuba. Mają rację. Szybko się stamtąd zabrałem w dalszą podróż.
Polityka rządu kubańskiego ma na celu jak najgłębszą izolację turystów od miejscowej ludności. Miejscowi nie mogą przewozić turystów w swoich samochodach, działają oddzielne autobusy dla turystów, oddzielne dla Kubańczyków. Co gorsza, miejscowi mogą mieć poważne problemy przez to, że przebywają w towarzystwie turystów.
W takim labiryncie jak Matanzas łatwo ukryć się przed aparatem władzy i szczerze porozmawiać z lokalnymi społecznością o tym jak naprawdę wygląda ich życie. Niestety kamera nie mogła rejestrować wszystkiego. Ludzie obawiali się, że mogą zostać rozpoznani i że mogą ich spotkać jakieś restrykcje.
Jak każdego Kubańczyka, jego marzeniem jest uciec z tej wyspy. Studiuje informatykę, ale tylko po to, że może mu się ta wiedza przydać przydać, gdy uda mu się opuścić wyspę. Jeśli nie - mówi, że chce pracować w turystyce, bo tam ma możliwość zarobić więcej niż 30 euro. Tak, to standardowa płaca dla każdego Kubańczyka (czy to lekarza, adwokata, inżyniera, sprzątaczki). Tak, tak, to komunizm - wszystkim po równo. W końcu wszyscy Kubańczycy mają takie same żołądki...
Państwo dba o studentów. Stypendium Victora wynosi całe 3 euro miesięcznie. Za to może kupić 3 piwa... Victor studiuje informatykę, ale nie posiada nawet swojego komputera. Nawet o nim nie marzy, gdyż takowy kosztuje blisko 1000 euro. A to 3 lata pracy!
Victor czuł się trochę nieswojo, gdy wszędzie towarzyszyła mi kamera i mikroport. Zapytał mnie czy się nie obawiam przed kamerą źle mówić o systemie. Przecież za to grozi kara. Inwigilacja i zastraszanie jest na Kubie codziennością.
najbardziej turystycznej części starej Hawany. Tysiące turystów, oglądają tylko to centrum. Później są zachwyceni - gdy po paru godzinach wracają do swoich hoteli. Niestety nigdy nie kierują swoich kroków parę ulic dalej. A tam wszystko się zmienia. Inny świat. Trzeci Świat.
Przed wyjazdem na Kubę czytałem, żeby zabrać ze sobą wszystkie niepotrzebne mi rzeczy i rozdać je przypadkowo spotkanym Kubańczykom. Podszedłem do tego z dużym dystansem. Jednak okazało się, że to był duży błąd. W Hawanie rozdałem pół swojego bagażu, koszulki, spodnie, kosmetyki. I nie zapomnę radości przypadkowo spotkanej na ulicy starszej Kubanki, która za próbki kosmetyków całowała mnie po rękach ze łzami w oczach.
Zapraszam do obejrzenia materiału filmowego z Kuby. Film dostępny jest w wersji HD.
Cuba Libre!
Przed podróżą na Kubę myślałem sobie, że komunizm kubański to taki trochę przypominający ten chiński. Wszystko zmieniło zaraz po wylądowaniu w Varadero. Próba wyjścia z terminalu skończyła się czterdziestominutowym przeszukaniem bagażu, podczas którego każda najdrobniejsza rzecz została dokładnie skontrolowana, poddana dogłębnym oględzinom i konsultacjom, a także okazana do wywąchania psu. Zapewne czynności to nastawione na wyszukanie substancji psychoaktywnych. Kiedy wszystko zostało już dokładnie zbadane mogłem opuścić terminal i poszukać transportu do mojego pierwszego celu - kubańskiego kurortu Varadero.Lotnisko znajduje się w szczerym polu - na parkingu znajdowały się tylko autobusy biur podróży i taksówki. Żadnej komunikacji publicznej. Skazany zatem byłem na lokalną taksówkę. Jak się okazało kosztowała mnie miesięczną pensję Kubańczyka. Taksówka zabrała mnie z lotniska i pustą drogą wzdłuż wybrzeża - o które rozbijały się fale zatoki meksykańskiej- dowiozła mnie do cypla na którym położony jest kombinat hotelowo-turystyczny o nazwie Varadero. Mój hotel znajdował się na 11-tym kilometrze tego 22. kilometrowego cypla.
Mój telefon komórkowy na początku nie działał, zadziałał dopiero w Varadero. Jeszcze cztery lata temu Kuba nie obsługiwała połączeń komórkowych, teraz jest jeden, oczywiście państwowy operator. Jednak ceny rozmów i smsów dla Kubańczyków są zaporowe. Przykładowo wysłanie 1 smsa kosztuje 1 euro.
Sztuczny twór... Varadero
Foyer hotelu wyglądało imponująco, załapałem się jeszcze na późną kolację. Uginające się pod ciężarem przeróżnego jadła i owoców stoły, smacznie wyglądające ciasta niczym nie przypominały komunizmu upstrzonego pasztetową i goździkami. Jedynie zapach panujący wewnątrz ogromnej hotelowej restauracji zdradzał jej prawdziwą tożsamość - gigantyczną stołówkę. Jedzenie bezsmakowe, owoce tylko ładnie wyglądały, a ciasta różniły się... tylko kolorami. Smak wszystkiego był... a właściwe go nie było.Owe foyer po głębszemu się przyglądnięciu okazało się nie w pełni działające... Hotel, a raczej przedsiębiorstwo hotelowe w całości należące do państwa, a zarządzane przez wojsko, miał ponad 500 pokoi i gdybym nie zapamiętał drogi wskazanej przez bell boya trudno było by mi odnaleźć swój pokój.
Nie zamierzałem spędzić tu dużo czasu, chciałem jak najszybciej znaleźć inne miejsce do spania i zwiedzania, bo po przebyciu 10 tys. kilometrów chciałem zobaczyć coś więcej niż hotelowe atrakcje.
Chciałem skorzystać z internetu, okazało się, że nie ma wifi... gorzej nie wiedzieli co to wifi. Pani na recepcji poinformowała mnie, że internet jest, ale dostępny w czymś co się nazywa internet point i kosztuje... 10 euro za godzinę - czyli 1/3 miesięcznej pensji Kubańczyka. Całe szczęście, że wiozłem mały netbook, a nie dużego laptopa. Okazał się na Kubie bezużyteczny. Na Kubie mało kto wie co to jest internet. W domach jest praktycznie niedostępny. Dostęp do niego mają studenci, limitowany (do 100 MB transferu) oczywiście z blokowanym gmailem, youtubem...
Kiedy odespałem długą i męczącą podróż, dokonałem szybkiego rekonesansu Varadero - turystycznego szczytu marzeń Kubańczyków. Jeszcze parę lat temu nie mogli oni wjechać tu wjechać. Miasteczko było dostępne tylko i wyłącznie dla zagranicznych turystów.
Varadero nie ma w sobie nic ciekawego - ot tandetne pamiątki i ceny w restauracjach przyprawiające o mdłości. Raz, że jedzenie niesmaczne, dwa, że drogie. Kubańczycy mawiają, że Varadero to nie jest prawdziwa Kuba. Mają rację. Szybko się stamtąd zabrałem w dalszą podróż.
Poznać prawdziwą Kubę
Pierwszym celem było blisko stupięćdziesięciotysięczne miasto - Matanzas. Miasto labiryntów parterowych domów, bez kanalizacji i bieżącej wody. Tu zaczęła się prawdziwa Kuba, o której nie miałem pojęcia, tak jak nie ma pojęcia o niej większość turystów, którzy całe swoje wakacje spędzają w pięciogwiazdkowych kurortach.Polityka rządu kubańskiego ma na celu jak najgłębszą izolację turystów od miejscowej ludności. Miejscowi nie mogą przewozić turystów w swoich samochodach, działają oddzielne autobusy dla turystów, oddzielne dla Kubańczyków. Co gorsza, miejscowi mogą mieć poważne problemy przez to, że przebywają w towarzystwie turystów.
W takim labiryncie jak Matanzas łatwo ukryć się przed aparatem władzy i szczerze porozmawiać z lokalnymi społecznością o tym jak naprawdę wygląda ich życie. Niestety kamera nie mogła rejestrować wszystkiego. Ludzie obawiali się, że mogą zostać rozpoznani i że mogą ich spotkać jakieś restrykcje.
Moim przewodnikiem był Victor
Dwudziestoparoletni student z Hawany. To on pokazał mi tę osobliwość, jaką jest Kuba. Angielskiego nauczył się sam, z jakiejś kopii książki i z kubańskiej telewizji, w której lecą pirackie kopie amerykańskich filmów.Jak każdego Kubańczyka, jego marzeniem jest uciec z tej wyspy. Studiuje informatykę, ale tylko po to, że może mu się ta wiedza przydać przydać, gdy uda mu się opuścić wyspę. Jeśli nie - mówi, że chce pracować w turystyce, bo tam ma możliwość zarobić więcej niż 30 euro. Tak, to standardowa płaca dla każdego Kubańczyka (czy to lekarza, adwokata, inżyniera, sprzątaczki). Tak, tak, to komunizm - wszystkim po równo. W końcu wszyscy Kubańczycy mają takie same żołądki...
Państwo dba o studentów. Stypendium Victora wynosi całe 3 euro miesięcznie. Za to może kupić 3 piwa... Victor studiuje informatykę, ale nie posiada nawet swojego komputera. Nawet o nim nie marzy, gdyż takowy kosztuje blisko 1000 euro. A to 3 lata pracy!
Victor czuł się trochę nieswojo, gdy wszędzie towarzyszyła mi kamera i mikroport. Zapytał mnie czy się nie obawiam przed kamerą źle mówić o systemie. Przecież za to grozi kara. Inwigilacja i zastraszanie jest na Kubie codziennością.
Hawana
Kolejnym moim celem jest największe kubańskie miasto - metropolia, siedziba rządu - osiemset tysięczna Hawana. Perłą Karaibów to ona rzeczywiście była, ale w dalekiej przeszłości, o czym się przekonałem spacerując po ładnie odrestaurowanejnajbardziej turystycznej części starej Hawany. Tysiące turystów, oglądają tylko to centrum. Później są zachwyceni - gdy po paru godzinach wracają do swoich hoteli. Niestety nigdy nie kierują swoich kroków parę ulic dalej. A tam wszystko się zmienia. Inny świat. Trzeci Świat.
Przed wyjazdem na Kubę czytałem, żeby zabrać ze sobą wszystkie niepotrzebne mi rzeczy i rozdać je przypadkowo spotkanym Kubańczykom. Podszedłem do tego z dużym dystansem. Jednak okazało się, że to był duży błąd. W Hawanie rozdałem pół swojego bagażu, koszulki, spodnie, kosmetyki. I nie zapomnę radości przypadkowo spotkanej na ulicy starszej Kubanki, która za próbki kosmetyków całowała mnie po rękach ze łzami w oczach.
Dlaczego warto odwiedzić Kubę?
Nie ze względu na zimny Atlantyk, tandetne kurorty, czy kiepskie żarcie... Na Kubę warto pojechać, aby docenić to co mamy tu w Europie. Aby poznać tamtych ludzi... Jesteśmy wolni, nie mamy granic, możemy robić co chcemy, podróżować gdzie chcemy... Każdy z nas, Europejczyków jest bogaty w porównaniu do każdego Kubańczyka. A mimo to narzekamy, marudzimy, nie umiemy się cieszyć z tego co mamy. Kubańczycy mogą tylko pomarzyć o tym co ma przeciętny Europejczyk. Chociaż i oni nie potrafią już nawet marzyć, bo dziesiątki lat zniewolenia zabiły w nich całkowicie wszelaką chęć zmian. Tam żyje się z dnia na dzień, a na pytanie "dlaczego" nikt nie zna odpowiedzi...Zapraszam do obejrzenia materiału filmowego z Kuby. Film dostępny jest w wersji HD.
Sebastian Guśliński