Relacja pasażerki linii Southwest
Reklama
W piątek (1.04) samolot linii Southwest Boeing 737-300 (N632SW) wykonywał rejs WN 812 z Phoenix do Sacramento. Po 40 minutach w górnej części kadłuba pojawiła się znacznej wielkości szczelina, której następstwem była dekompresja pokładu. Szybko szczelina zmieniła się w dziurę o długości ok. 1 m i szerokości 40 cm. Załoga była zmuszona do obniżenia pułapu i lądowania awaryjnego w wojskowej bazie Yuma w Arizonie.
Portale internetowe i stacje telewizyjne prześcigały się w sensacyjnych doniesieniach o wielkości dziury w samolocie jak i traumatycznych opisach przeżyć pasażerów. Publikowane wypowiedzi były albo wyrwane z kontekstu albo niekompletne.
Nam udało się dotrzeć do jednej z pasażerek tego lotu. Shawna Malvini Redden, doktorantka z Sacramento zgodziła się podzielić z nami swoimi przeżyciami, jak i zdjęciami z feralnego lotu. Od razu zaznaczamy, że nie chcemy tym artykułem nikogo straszyć lub zniechęcać do latania, a jedynie pokazać relację z pierwszej ręki. Oto jej relacja.
Tak wyglądało rozerwane poszycie samolotu od wewnątrz
Widok na tył kabiny pasażerskiej kilka minut po zdarzeniu.
Na niższym pułapie maski tlenowe nie są już potrzebne...
Ostatnie minuty przed lądowaniem
Na płycie kapitan naszego rejsu wraz z żołnierzami z bazy w Yuma
Kapitan naszego rejsu podczas rozmów z pasażerami
W wyniku tego zdarzenia Southwest uziemił 79 maszyn B737-300, które przechodzą obecnie szczegółowe inspekcje. Mimo, że linia posiada w swojej flocie 548 samolotów (w tym 357 B737-700NG) tylko w sobotę odwołała prawie 300 swoich rejsów. W niedzielę podobnie. Taka sytuacja potrwa jeszcze kilka dni, a pasażerowie Southwest muszą uzbroić się w cierpliwość.
Na chwilę obecną sprawdzono już 20 Boeingów 737-300. Jak na razie w dwóch tego typu maszynach stwierdzono mikropęknięcia poszycia.
Dziękujemy naszej rozmówczyni za to, że zgodziła się podzielić z naszym portalem swoimi spostrzeżeniami i zdjęciami z feralnego rejsu. Życzymy wielu sukcesów i jak najmniej stresujących rejsów w drodze na uczelnie.
Dear Shawna! Thank you for sharing with us your story and photos from this flight. We wish you a lot of success and no more such a stressful flight on your way to university.
Piotr Bożyk
Fot. Shawna Malvini Redden
Portale internetowe i stacje telewizyjne prześcigały się w sensacyjnych doniesieniach o wielkości dziury w samolocie jak i traumatycznych opisach przeżyć pasażerów. Publikowane wypowiedzi były albo wyrwane z kontekstu albo niekompletne.
Nam udało się dotrzeć do jednej z pasażerek tego lotu. Shawna Malvini Redden, doktorantka z Sacramento zgodziła się podzielić z nami swoimi przeżyciami, jak i zdjęciami z feralnego lotu. Od razu zaznaczamy, że nie chcemy tym artykułem nikogo straszyć lub zniechęcać do latania, a jedynie pokazać relację z pierwszej ręki. Oto jej relacja.
"To miał być zwykły weekend"
Na trasie Phoenix - Sacramento latam co tydzień ze względu na moje studia doktoranckie i pracę na uniwersytecie. Rocznie wykonuje około 90 lotów.
1 kwietnia po raz kolejny leciałam do Sacramento. Rejs Southwest 812 potoczył się nieco inaczej niż zwykle i zakończył się szczęśliwie awaryjnym lądowaniem w mieście Yuma w Arizonie. Oprócz lokalnych kanałów z Sacramento, weekend spędziłam w studiach "Good Morning America", Fox News, CBS, MSNBC, Associated Press, a także w stacji radiowej WSJ Radio.
To nie jest tylko i wyłącznie moja opowieść lub historia, ale również opowieść 118 pasażerów, którzy tak jak ja doświadczyli pewnego przeżycia. Tak naprawdę nie ma jednej historii. Każdy z nas ma swoją własną.
Niespodziewany huk...
Nagle w kabinie słychać dźwięk jakby wybuchu. W kabinie zaczyna się robić coraz głośniej - co spowodowane jest pędem wlatującego powietrza. Zaczynamy gwałtownie zniżać i po chwili wypadają maski tlenowe. Nigdy nie przewidywałam, że może mnie to spotkać... Jak w zwolnionym tempie sięgam po maskę... Dopiero teraz zaczynam zdawać sobie sprawę, że to wszystko dzieje się naprawdę.
Tak wyglądało rozerwane poszycie samolotu od wewnątrz
Po mojej prawej stronie widzę matkę z dzieckiem wpadającą w lekką histerię. Środkiem przechodzi młody chłopak. Pomaga innym założyć maski, a także rozdaje gumy do żucia, aby zminimalizować zatykanie uszu. Potem okazuję się, że przez 5 lat był stewardem.
Tuż za moimi plecami siedzi starsza kobieta, której spływają łzy po policzkach - to jej pierwszy rejs samolotem. Wtedy zdaję sobie sprawę, że wraz z moim sąsiadem trzymamy się za ręce.
Tak właśnie wygląda rejs 812 Southwest Airlines po 35 minutach lotu.
Kilkanaście minut do lądowania...
Mój mąż jest pilotem General Aviation. Po chwili zaczyna mi się przypominać to czego mnie nauczył i co mi opowiadał podczas wspólnych lotów. Na 85% jestem pewna, że możemy bezpiecznie wylądować. Silniki są włączone. Załoga jest spokojna. Samolot jest stabilny i piloci go kontrolują. Jednak pozostałe 15% trzyma mnie w napięciu do samego lądowania.
Kiedy schodzimy poniżej 10000 stóp, włączam telefon. Okazuje się, że mam zasięg. Jestem w stanie wysłać SMS do mojego męża. Wtedy pojawia się kolejny problem - jak przekazać bliskiej osobie, że za chwilę wszystko może się...
Na niższym pułapie maski tlenowe nie są już potrzebne...
Schodząc coraz niżej zapominam o wszystkim co się działo... Liczy się każdy metr, który dzieli nas od ziemi.
Ostatnie minuty przed lądowaniem
Na pokładzie spokój i opanowanie
Kilka serwisów informacyjnych poprosiło mnie, aby potwierdzić to, co inni pasażerowie opisywali jako pandemonium [w lit. królestwo władcy piekieł i demonów - przyp.red.]. W odniesieniu do bodźców fizycznych i strasznego hałasu? Tak. Natomiast jeśli chodzi o zachowanie ludzi to nie. Godne uwagi jest to, że na pokładzie tylko pierwsze chwile były "chwilami grozy", później panował względny spokój.
Atmosfera na pokładzie jest zupełnie inna od tej jaką nam się serwuje podczas katastrof lotniczych w kinach. Spodziewałam się, że wybuchnie chaos, krzyk, płacz oraz zdenerwowanie. Nic takiego jednak nie ma miejsca. Rozmawiamy i wspieramy się we wszystkim.
Udaje się szczęśliwie wylądować. Emocje opadają.
Po wylądowaniu dziękujemy całej załodze, a w szczególności pilotom. Są wymiany serdeczności oraz uściski. Kapitan jest bardzo serdeczny i czekając na podstawienie drugiego samolotu żartuje i śmieje się razem z nami. Rozmawiamy m.in. o ironii prima aprilis. Mimo, że jest gorąco, duszno i nie mamy nic do jedzenia jesteśmy jedną, zgraną rodziną.
Co najważniejsze nikt z pasażerów nie rezygnuje z dalszej podróży i po przylocie drugiej maszyny, wszyscy razem udajemy się w dalszą podróż.
Kapitan naszego rejsu podczas rozmów z pasażerami
W wyniku tego zdarzenia Southwest uziemił 79 maszyn B737-300, które przechodzą obecnie szczegółowe inspekcje. Mimo, że linia posiada w swojej flocie 548 samolotów (w tym 357 B737-700NG) tylko w sobotę odwołała prawie 300 swoich rejsów. W niedzielę podobnie. Taka sytuacja potrwa jeszcze kilka dni, a pasażerowie Southwest muszą uzbroić się w cierpliwość.
Na chwilę obecną sprawdzono już 20 Boeingów 737-300. Jak na razie w dwóch tego typu maszynach stwierdzono mikropęknięcia poszycia.
Dziękujemy naszej rozmówczyni za to, że zgodziła się podzielić z naszym portalem swoimi spostrzeżeniami i zdjęciami z feralnego rejsu. Życzymy wielu sukcesów i jak najmniej stresujących rejsów w drodze na uczelnie.
Dear Shawna! Thank you for sharing with us your story and photos from this flight. We wish you a lot of success and no more such a stressful flight on your way to university.
Piotr Bożyk
Fot. Shawna Malvini Redden