Oblatywacz: Na wybory... Cessną!
Reklama
Większość z nas piechotą udaje się do pobliskiego lokalu wyborczego, aby oddać głos i
spełnić tym samym obywatelski obowiązek. Ja do lokalu doleciałem! O swojej nietypowej podróży wyborczej pisze Kamil Styła
Mieszkam w Stanach Zjednoczonych od pięciu miesięcy. Moim przystankiem zostało Kissimmee, całkiem niedaleko od symbolu Florydy – Disney World w Orlando. Do Pompano Beach, gdzie wyznaczony został lokal wyborczy, doleciałem pilotowaną przez siebie Cessną 172.
Zapraszam na krótkiego, iście symbolicznego, a przy ty bardzo na czasie Oblatywacza z przelotu z Kissimmee (ISM) do Pompano Beach (PMP) na Florydzie.
Przed każdym lotem pilot jest zobowiązany do sprawdzenia szeregu rzeczy związanych z zaplanowanym lotem. Należą do nich m.in. warunki pogodowe na trasie przelotu, kalkulacja zużycia paliwa oraz ustalenie trasy przelotu, jak również wyznaczenie alternatywnych lotnisk, na których w razie awarii silnika bądź krytycznych warunków pogodowych (burza, mgła) będzie można lądować.
W naszym przypadku portami alternatywnymi były lotniska w Melbourne (MLB), Vero Beach (VRB) Palm Beach International (PBI) oraz Boca (BCT).
Po starcie udamy się na południe, przelecimy nad Okkchobee (największym jeziorem Florydy), a następnie udamy się w południowo-wschodnim kierunku w stronę West Palm Beach (PBI), skąd lecąc wzdłuż wschodniego wybrzeża Florydy dolecimy bezpośrednio do celu. Przewidujemy, że cała podróż zajmie 1h i 26 min. W tym czasie pokonamy 261 km.
Piloci samolotu to Kamil Styła i Christopfer Benson.
Kołujemy, otrzymujemy z wieży kontrolnej pozwolenie na start. Wznosimy się z pasa o numerze 15!
Zgodnie z planem docieramy do West Palm Beach. Warunki pogodowe ulegają znacznemu pogorszeniu. Nasza wysokość przelotowa wynosiła 1980 metrów, a prędkość przelotowa to 256 km/h.
Z powodu ryzyka silnych turbulencji wynikających z przelotu miedzy chmurami, dostajemy instrukcję obniżenia lotu do wysokości 1066 metrów.
Podziwiamy West Palm Beach. Pomimo znacznej poprawy widoczności, nie możemy niestety liczyć na słoneczny dzień.
Pozostały nam 3 km do celu; lotnisko jest w zasięgu naszego wzroku, i bez zwłoki dostajemy pozwolenie na lądowanie. Po przyziemieniu na pasie, kołujemy do terminala przeznaczonego do obsługi samolotów prywatnych, gdzie nasza maszyna zostanie zatankowana oraz przygotowana do powrotnego lotu.
Korzystając z wolnego czasu, udajemy się do odległego o zaledwie 10 min. piechotą lokalu wyborczego. W poprzedniej turze wyborów zagłosowało tutaj jedynie 298 osób. To znacznie mniej niż w … Chicago, gdzie głosy oddało ponad 20 tys. Polaków!
Pamiątkowe zdjęcie w tle z komisją wyborczą. Mój głos oddany!
W Pompano Beach znajdują się polski sklep i restauracja. Po głosowaniu nie odmawiamy sobie krótkiej wizyty.
Przed powrotem warto zjeść dobry posiłek. Wszak czeka nas kolejne 261 km do pokonania. Jak to wszyscy mówią: "Dobre, bo polskie!". To powiedzenie sprawdza się szczególnie w momencie, kiedy jest się tak daleko od domu!
Przygotował: Kamil Styła
Foto: Kamil Styła i Christopher Benson
Redakcja:
Mieszkam w Stanach Zjednoczonych od pięciu miesięcy. Moim przystankiem zostało Kissimmee, całkiem niedaleko od symbolu Florydy – Disney World w Orlando. Do Pompano Beach, gdzie wyznaczony został lokal wyborczy, doleciałem pilotowaną przez siebie Cessną 172.
Zapraszam na krótkiego, iście symbolicznego, a przy ty bardzo na czasie Oblatywacza z przelotu z Kissimmee (ISM) do Pompano Beach (PMP) na Florydzie.
Przed każdym lotem pilot jest zobowiązany do sprawdzenia szeregu rzeczy związanych z zaplanowanym lotem. Należą do nich m.in. warunki pogodowe na trasie przelotu, kalkulacja zużycia paliwa oraz ustalenie trasy przelotu, jak również wyznaczenie alternatywnych lotnisk, na których w razie awarii silnika bądź krytycznych warunków pogodowych (burza, mgła) będzie można lądować.
W naszym przypadku portami alternatywnymi były lotniska w Melbourne (MLB), Vero Beach (VRB) Palm Beach International (PBI) oraz Boca (BCT).
Po starcie udamy się na południe, przelecimy nad Okkchobee (największym jeziorem Florydy), a następnie udamy się w południowo-wschodnim kierunku w stronę West Palm Beach (PBI), skąd lecąc wzdłuż wschodniego wybrzeża Florydy dolecimy bezpośrednio do celu. Przewidujemy, że cała podróż zajmie 1h i 26 min. W tym czasie pokonamy 261 km.
Piloci samolotu to Kamil Styła i Christopfer Benson.
Kołujemy, otrzymujemy z wieży kontrolnej pozwolenie na start. Wznosimy się z pasa o numerze 15!
Zgodnie z planem docieramy do West Palm Beach. Warunki pogodowe ulegają znacznemu pogorszeniu. Nasza wysokość przelotowa wynosiła 1980 metrów, a prędkość przelotowa to 256 km/h.
Z powodu ryzyka silnych turbulencji wynikających z przelotu miedzy chmurami, dostajemy instrukcję obniżenia lotu do wysokości 1066 metrów.
Podziwiamy West Palm Beach. Pomimo znacznej poprawy widoczności, nie możemy niestety liczyć na słoneczny dzień.
Pozostały nam 3 km do celu; lotnisko jest w zasięgu naszego wzroku, i bez zwłoki dostajemy pozwolenie na lądowanie. Po przyziemieniu na pasie, kołujemy do terminala przeznaczonego do obsługi samolotów prywatnych, gdzie nasza maszyna zostanie zatankowana oraz przygotowana do powrotnego lotu.
Korzystając z wolnego czasu, udajemy się do odległego o zaledwie 10 min. piechotą lokalu wyborczego. W poprzedniej turze wyborów zagłosowało tutaj jedynie 298 osób. To znacznie mniej niż w … Chicago, gdzie głosy oddało ponad 20 tys. Polaków!
Pamiątkowe zdjęcie w tle z komisją wyborczą. Mój głos oddany!
W Pompano Beach znajdują się polski sklep i restauracja. Po głosowaniu nie odmawiamy sobie krótkiej wizyty.
Przed powrotem warto zjeść dobry posiłek. Wszak czeka nas kolejne 261 km do pokonania. Jak to wszyscy mówią: "Dobre, bo polskie!". To powiedzenie sprawdza się szczególnie w momencie, kiedy jest się tak daleko od domu!
Przygotował: Kamil Styła
Foto: Kamil Styła i Christopher Benson
Redakcja: