Felieton: Skazani na Wizz Air?
Reklama
Choć od ogłoszenia wyników plebiscytu Najlepsza Linia Lotnicza 2009 minęły ponad dwa tygodnie, mnie nadal intryguje przez siebie stawiane pytanie: Jak to jest, że w kategorii LCC wciąż wygrywa Wizz Air, a Ryanair pozostaje daleko w tyle, poza czołówką? Spokoju mi to nie daje tym bardziej, że w pretensjonalnym tonie zadają mi to samo pytanie także inni obserwatorzy „sceny”. Szukałem odpowiedzi i mam „swoją teorię”. Subiektywną, być może kontrowersyjną.
Ryanair skupił się na tym, na czym miał najłatwiejszą kasę. Przez szereg lat, czyli od początku latania z naszego kraju nastawił się na „kierunki pracownicze”, głównie na Wyspy. Dla wielu pasażerów, którzy skorzystali z oferty przewoźnika, była to podniebna inicjacja. I choć latanie dla zdecydowanej większości podróżnych to doznanie przyjemne, w przypadku tejże inicjacji nie dla wszystkich takie było. Dlaczego?
Gdy się już urządzili, wracali do ojczyzny. Na weekend, na tydzień, na święta, na miesiąc, na wakacje. Jednak gdy czas „emigracyjnej przerwy” mija, trzeba znowu gnać do pracy. Kolejna rozłąka, niby powrót do „lepszego świata”, ale zawsze pozostaje niedosyt i nadzieja na szybki powrót „do domu”. Znowu na pokładzie (z reguły) Wizz Air, bądź Ryanair. I znowu zaznaczam, iż nie jest moim celem generalizować, bo są przypadki tych, którzy smucą się wracając… do Polski. Gdzie te różnice?
W powyższej tezie chciałem pokazać, że podróż na pokładzie wspomnianych linii lotniczych to (z reguły) złość i wspomniane złe, negatywne emocje. Problem polega jednak na tym, że to Ryanair był i być może nadal jest – słusznie, lub niesłusznie, kwestię pozostawiam nierozstrzygniętą – uznawany za pracowniczy PKS. Bo to Ryanair specjalizował się „od zawsze” na wożeniu ludzi (z reguły) do pracy na Wyspy, czy do Skandynawii. Nie zauważał – niesłusznie – innych potrzeb Polaków. A Wizz Air?
W plebiscycie Najlepsza Linia Lotnicza 2008 Ryanair zdobył trzecie miejsce, wespół z Norwegianem. Skandynawski przewoźnik to także zagadka tysiąclecia zwłaszcza, że oferuje niemało kierunków z Polski. Zwłaszcza, że nieustannie notuje zwyżki przewiezionych pasażerów. Ale jest chyba najbardziej… bezpłciową tanią linią lotniczą, jaka zawitała w Polsce. Czy w kolejnych latach Ryanair pewniej stanie na podium? Czy wyprzedzi Wizz Air? Pałeczka po stronie polskiego pasażera, bo Ryanair „próbuje”. Czy mam rację w tym wszystkim, co powyżej? Nie wiem. Ale nawet jeśli jestem jedyny z około sześciu miliardów przedstawicieli gatunku ludzkiego, mam prawo do tak skrajnej, indywidualnej, odmiennej oceny.
Zaczynali razem...
Wizz Air i Ryanair polskiego nieba używają „od zawsze”. Tak, jak otwarło się ono na przewoźników różnej maści, tak obaj wspomniani – choć przecież nie wyłącznie – uczyli Polaków taniego (z reguły) latania. Tak, jak ruszyła emigracyjna fala kwiatu polskiej młodzieży (z reguły) ku Wyspom, tak wspomniani przewoźnicy wykorzystali jedyną w swoim rodzaju okazję na zarobek, także na dorobek, co dotyczy pierwszego wymienionego. Jednak ja zauważam i zawsze zauważałem różnice między tym rodem z Irlandii, a tym z Węgier. Różnice w ofercie, jaką skierowali do polskiego klienta. I w tym, jak to zrobili.Ryanair skupił się na tym, na czym miał najłatwiejszą kasę. Przez szereg lat, czyli od początku latania z naszego kraju nastawił się na „kierunki pracownicze”, głównie na Wyspy. Dla wielu pasażerów, którzy skorzystali z oferty przewoźnika, była to podniebna inicjacja. I choć latanie dla zdecydowanej większości podróżnych to doznanie przyjemne, w przypadku tejże inicjacji nie dla wszystkich takie było. Dlaczego?
...od pracowniczych kierunków
Choć nikt nikogo do wyjazdu z kraju nie zmuszał, ci, którzy się na to decydowali, często podejmowali trudną decyzję. Choć był to ich wybór, być może powodowany sytuacją życiową, w dużej części traktowali to jako zło konieczne. Wyjazd z kraju, rozłąka z bliskimi, podróż w nieznane – temu wszystkiemu (nie generalizując, zaznaczam!) towarzyszą negatywne emocje. I ze smutkiem na twarzy polecieli, w znakomitej większości na pokładach linii Wizz Air i Ryanair.Gdy się już urządzili, wracali do ojczyzny. Na weekend, na tydzień, na święta, na miesiąc, na wakacje. Jednak gdy czas „emigracyjnej przerwy” mija, trzeba znowu gnać do pracy. Kolejna rozłąka, niby powrót do „lepszego świata”, ale zawsze pozostaje niedosyt i nadzieja na szybki powrót „do domu”. Znowu na pokładzie (z reguły) Wizz Air, bądź Ryanair. I znowu zaznaczam, iż nie jest moim celem generalizować, bo są przypadki tych, którzy smucą się wracając… do Polski. Gdzie te różnice?
W powyższej tezie chciałem pokazać, że podróż na pokładzie wspomnianych linii lotniczych to (z reguły) złość i wspomniane złe, negatywne emocje. Problem polega jednak na tym, że to Ryanair był i być może nadal jest – słusznie, lub niesłusznie, kwestię pozostawiam nierozstrzygniętą – uznawany za pracowniczy PKS. Bo to Ryanair specjalizował się „od zawsze” na wożeniu ludzi (z reguły) do pracy na Wyspy, czy do Skandynawii. Nie zauważał – niesłusznie – innych potrzeb Polaków. A Wizz Air?
Lecz Wizz był bogatszy w ofercie...
Tak, jak Ryanair nastawiał się na to, o czym wyżej, tak Wizz Air niemal od zawsze latał z Polski nie tylko „do pracy”. Bo to właśnie Wizz Air pokazał (poza innymi liniami, których już nie ma w Polsce), że można z naszego kraju latać tanio turystycznie. To Wizz Air miał niemal od zawsze banalne, acz zdecydowanie bardziej turystyczne od tych brytyjskich czy irlandzkich destynacji kierunki, jak choćby Rzym czy Paryż. Dla ogromnej rzeszy Polaków wyrwać się na weekend do jednego z tych miast, to złapać Pana Boga za nogi. A co za tym idzie, pierwszym wrażeniom z takich podróży towarzyszą pozytywne, dobre emocje. Dzięki jakiej linii lotniczej? To pozostaje w pamięci na zawsze. Nawet, jeśli obarczone było wielogodzinnym opóźnieniem. I tutaj węgierski przewoźnik bezapelacyjnie wygrywa z irlandzkim. Bo jako pierwszy (z tych dwóch) odważył się rzucić na głęboką wodę i jako pierwszy otworzył na tamte czasy niszowe destynacje, na południe Europy, gdzie w większości przypadków nie zawsze bilans wychodził in plus. Jako pierwszy zauważył – dając nam swoisty kredyt zaufania, a może my jemu – że Polakom się należy nieco więcej, niż tylko połączenie z przysłowiowym Londynem....dziś lepszy jest Ryanair
Jesteśmy skazani na Wizz Air i jego „odwieczne” zwycięstwa w plebiscycie? Dotąd tak było. Dopóty, dopóki Ryanair nie zauważył tego, na co nadszedł najwyższy czas. Bo teraz to Ryanair wygrywa w ilości „egzotycznych” destynacji z naszego kraju. Niemal każdy zakątek Hiszpanii czy Włoch w ofercie przewoźnika - z Polski. Malta stoi otworem, tylko czekać, aż bezpośrednio polecimy do Portugalii. Polacy to docenią, bo i Rzym, i Paryż się im znudził. Słusznie. Gdy licznie skorzystają z otrzymanej od Ryanair’a oferty, a wierzę, że tak będzie, odsetek jego pasażerów, którzy z uśmiechem zawitają na pokładzie, diametralnie się zwiększy. A co za tym idzie, za rok, dwa czy trzy to „do Irlandii” zaczną spływać plebiscytowe głosy.W plebiscycie Najlepsza Linia Lotnicza 2008 Ryanair zdobył trzecie miejsce, wespół z Norwegianem. Skandynawski przewoźnik to także zagadka tysiąclecia zwłaszcza, że oferuje niemało kierunków z Polski. Zwłaszcza, że nieustannie notuje zwyżki przewiezionych pasażerów. Ale jest chyba najbardziej… bezpłciową tanią linią lotniczą, jaka zawitała w Polsce. Czy w kolejnych latach Ryanair pewniej stanie na podium? Czy wyprzedzi Wizz Air? Pałeczka po stronie polskiego pasażera, bo Ryanair „próbuje”. Czy mam rację w tym wszystkim, co powyżej? Nie wiem. Ale nawet jeśli jestem jedyny z około sześciu miliardów przedstawicieli gatunku ludzkiego, mam prawo do tak skrajnej, indywidualnej, odmiennej oceny.