Felieton: Ile wart głos pasażerów?
Nic mi do tego...
Najwięcej głosów niezadowolenia słychać z ust tych, którzy ukochali sobie Ryanaira. Wolny wybór, o czym często zaznaczam. I jeśli jest ktoś, dla kogo jedynym kryterium takiego umiłowania jest fakt, że może zakupić bilet za złotówkę – to nic mi do tego. Jeśli ktoś z różowato-fioletowatego plastikowego modelu Airbusa stworzył sobie w domu ołtarzyk tylko i wyłącznie z racji koloru (i z tychże pobudek głosował na Wizz Air) – nic mi do tego. Jeśli dla kogoś umiłowana linia to ta, która lata z prawie wszystkich portów lotniczych w Polsce – choć on sam korzysta z jednego – nic mi do tego.
Nic mi do tego także wówczas, gdy dla kogoś rodzaj obicia fotela ma znaczenia w kwestii usuwania z niego nieczystości – co do specyfiki wspomnianych brudów nie będę się już wypowiadał. Nic mi do tego wszystkiego, gdyż każdy ma prawo mieć swój pogląd – nawet najbardziej kuriozalny, co by nie używać dobitniejszych przymiotników – i każdy ma prawo pogląd ten zaprezentować.
Ale już mniej liberalny jestem w sytuacji, gdy zwolennik linii X atakuje, agituje, mieczem wymachuje i na siłę próbuje narzucać zwolennikowi linii Y swoje poglądy. Powtórzę, bo ten tekst nie jest pierwszym „miejscem”, w którym prezentuję swój pogląd na ten temat.
Każdy ma prawo do demokracji
Demokracja charakteryzuje się tym, że nikomu nic do tego, kto jak i dlaczego właśnie tak a nie inaczej, głosował. Demokracja charakteryzuje się tym, że jeśli ktoś chce skreślić linię za jej 700 milionów długu – niech skreśla. I kropka. Jeśli ktoś chce ubóstwiać inną za „grosza” – niech ubóstwia. I kropka. Niech ten, który ukochał sobie niemieckiego przewoźnika, bo tak i już, niech go kocha i w miłości niech się spełnia.
I jeśli jeszcze inny – choćby miał nierówno pod sufitem – dokonuje analizy porównawczej narodowych przewoźników Polski i Kataru i w glorii i chwale ogłasza odkrycie, który z nich jest lepszy, to niech nierówno pod sufitem ma nadal i niech spełnia się w tego typu własnych wyborach. I niech głosuje, jak sobie chce. Ale może niech nie neguje później pierwszego miejsca narodowego przewoźnika Polski argumentując to tym, że ten z Kataru, czy inny z Australii, jest lepszym.
Choć jestem liberalny, tolerancyjny i waleczny, jeśli chodzi o obronę demokracji i prawa do własnych poglądów, co pokazuję nieco wyżej, to nie zawsze jestem skłonny zrozumieć braku radości z faktu, że trzy nagrody – w tym dwie pierwsze zgarnia LOT. I nie przepraszam za kolokwializm, bo gdy odebrałem w weekendowy poranek telefon, a po drugiej stronie „kabla” usłyszałem radosny i podekscytowany głos pani odpowiedzialnej za Public Relation i Marketing w PLL, która rozpoczęła rozmowę od stwierdzenia „zgarnęliśmy aż trzy nagrody”, zrozumiałem.
Zrozumiałem jeszcze więcej, gdy pełna radości i entuzjazmu oświadczyła, że właśnie jedzie „ponadplanowo” do pracy, aby przygotować materiały prasowe i PR dla mediów, by zwyczajnie się pochwalić tym, czym pochwalić się trzeba. Zrozumiałem, że rzeczywiście LOT ma się z czego cieszyć i że jednocześnie pracownicy przewoźnika wzięli na siebie ogromne zobowiązanie, którego wypełnienie łatwe nie będzie. Bo tak, jak koszulkę lidera trudno zdobyć, tak dziesięciokrotnie trudniej jest ją utrzymać. I jeszcze jedno zrozumiałem, a właściwie upewniłem w wierze, że prezes Mikosz, odbierając nagrody i stając „na pudle” trzykrotnie, był prawdziwie zaskoczony i uradowany, o czym zapewnia mnie w późniejszej rozmowie zarówno oficjalnej przed kamerą, jak i tej kuluarowej.
Wizz Air do Krakowa już nie lata!
Kończąc, chciałbym w tym miejscu nawiązać do początku. Choć i dla nas, i dla Wizz Air oczywiste było, że „w swojej kategorii” będą pierwsi, uznali, że nie warto odbierać nagrody osobiście. Dla LOT-u pewne nie było nic, a na gali zjawił się jego „pierwszy przedstawiciel”. I choć tezy nie powinno stawiać się w zakończeniu, zrobię wyjątek. Widocznie dla prezesa LOT-u i innych przewoźników ważna jest opinia pasażerów, obserwatorów, sympatyków. Dla Wizz Air oczywiście także.
Czyżby kryzys w branży lotniczej na tyle dotknął węgierskiego przewoźnika, że w ramach programu oszczędnościowego zdecydował się nie odebrać nagrody od swoich pasażerów?
Być może także powodem niestawiennictwa kogokolwiek z reprezentantów linii na najwyższym podium zapewne jest to, że od kilku dni przecież węgierski przewoźnik już… nie lata do Krakowa. A samolot do Katowic miał być może opóźnienie rejsu sięgające 40 godzin. Tyle czekać nie mogliśmy.
Mimo, że przewoźnik potwierdził swój udział w gali.