Beczka prochu, czyli Modlin oczami PPL-u
Przyszłość spółki zarządzającej lotniskiem w Modlinie jest zmartwieniem PPL, ale też jej pozostałych wspólników. Niestety ciągle nie widać światełka w tunelu, a gra toczy się za pieniądze podatników. Dla PPL-u Modlin to beczka prochu, a część wspólników bawi się przy niej zapałkami.
Reklama
Przedsiębiorstwo Państwowe Porty Lotnicze (PPL) ma problem. Jest wspólnikiem w spółce Mazowiecki Port Lotniczy Warszawa – Modlin (MPL), w której posiada 30,39 proc. udziałów. Ich wartość nominalna to ponad 98 milionów złotych. Obok PPL umowę spółki podpisała Agencja Mienia Wojskowego, Województwo Mazowieckie i Nowy Dwór Mazowiecki. Umowa ta przewiduje, że ważne uchwały wspólników muszą zapadać jednomyślnie. Prowadzi to do sytuacji, w której każdy ze wspólników, nawet nowodworski samorząd miejski posiadający niespełna 5 proc. udziałów, może skutecznie blokować decyzje w spółce.
Taki układ, aby mógł być efektywny wymaga zgodnego współdziałania wspólników. Niestety w przypadku MPL takiego porozumienia brakuje. W dodatku wyniki spółki nie pozwalają na wypłacanie dywidendy udziałowcom. Innymi słowy kapitał zainwestowany w to przedsięwzięcie nie zwraca się. Dla każdej organizacji gospodarczej nastawionej na generowanie zysku zamrożenie prawie 100 milionów złotych w nierentownej inwestycji jest kłopotem. PPL ma tego pełną świadomość i dlatego podjęło kroki, które miały na celu zaradzanie tej sytuacji.
W 2016 r. PPL zaproponował podniesienie kapitału spółki modlińskiej o 140 miliony złotych, w zamian za zniesienie zasady jednomyślności. Taka inwestycja dałaby PPL większościowy pakiet udziałów w spółce i zapewniła pełną nad nią kontrolę. Zasadniczo reszta wspólników nie była przeciwna temu pomysłowi. Jednak samorząd wojewódzki podniósł kwestię zobowiązań na nim ciążących z racji wyemitowanych dla sfinansowania rozwoju MPL obligacji, które nie zostały jeszcze spłacone. Przekazanie pełnej kontroli nad lotniskiem w Modlinie PPL przy jednoczesnym pozostawieniu po stronie województwa gwarancji spłaty obligacji, mogłoby zostać uznane za decyzję podjętą wbrew interesowi samorządu. Argument podnoszony przez właściciela portu Chopina, jakoby inwestycja oraz przejęcie kontroli nad spółką przez PPL zapewniają spłatę zobowiązań spółki i w konsekwencji minimalizują do zera ryzyko po stronie władz mazowieckich, jest dyskusyjny. Takie ryzyko byłoby na pewno mniejsze, ale nadal by istniało. Trudno racjonalnie uzasadnić, dlaczego nawet to zmniejszone ryzyko w 100 proc. ponosiłby udziałowiec, który nie miałby już wtedy kontroli nad MPL.
Jeśli obie strony sporu działały w dobrej wierze to dalszymi krokami w tym konflikcie powinny być ciche negocjacje, bo wydaje się, że porozumienie jest w zasięgu ręki. Niestety zamiast spokojnych rokowań od czasu odrzucenia oferty PPL przez marszałka Struzika mamy do czynienia ze wzajemnymi oskarżeniami i brutalizacją sporu, który mógł być przecież rozstrzygnięty w sposób polubowny.
Samorząd zarzuca PPL chęć zamknięcia lotniska, co w konsekwencji naraziłoby województwo na konieczność zapłaty gwarancji za obligacje, ale co gorsza na zwrot funduszy unijnych, za które Modlin został zbudowany. PPL uznaje te zarzuty za absurdalne i podkreśla, że nie jest zainteresowany zamknięciem portu w Modlinie, bo miałby natychmiast problem z 3 milionami pasażerów, których na Okęciu obsłużyć się od razu nie da. Zarzutów PPL w stosunku do modlińskiej spółki jest zresztą znacznie więcej. Począwszy od faworyzowania Ryanaira i nie ujawniania wspólnikom umowy z nim zawartej, przez minimalistyczne zarządzanie i politycznie umotywowane decyzje kadrowe, aż do lekceważenia stanu infrastruktury lotniskowej i de facto bezpieczeństwa operacji lotniczych. PPL twierdzi, że obawia się o przyszłość MPL, ale obecnie ma związane ręce i nie ma nawet szans na sprzedaż udziałów, bo nikt przy obowiązującej zasadzie jednomyślności ich nie kupi. Reasumując dla PPL lotnisko w Modlinie to obecnie beczka prochu, a w dodatku część wspólników bawi się przy niej zapałkami.
Odkładając na bok te bardziej lub mniej trafne zarzuty i próbując przełożyć ten konflikt na poziom biznesowy, to wydaje się, że PPL chce przejąć kontrolę nad Modlinem, ale za niższą cenę niż chciałby samorząd wojewódzki. PPL może też grać na zwłokę, mając nadzieję, że po jesiennych wyborach samorządowych województwo będzie reprezentować bardziej ugodowy polityk, a wtedy negocjacje będą łatwiejsze. Z kolei w razie ponownego zwycięstwa marszałka Struzika PPL trzyma w odwodzie projekt budowy lotniska radomskiego, który ma wywierać presję na Modlin i być ratunkiem w razie wybuchu modlińskiej beczki z prochem.
Można o konflikcie PPL-MPL pisać długo, bo jest ciekawą i chętnie czytaną historią. Warto jednak zwrócić uwagę, że cała ta batalia rozgrywa się między podmiotami należącymi w 100 proc. do obszaru finansów publicznych. Wszystkie te gierki, podchody i awanturki odbywają się za pieniądze podatników i może wszyscy aktorzy tej tragifarsy powinni powiesić sobie w gabinetach kartkę z napisem: „Pieniądze obywateli, głupcze!”