Lotnisko w Gdyni upada
Reklama
Port Lotniczy Gdynia-Kosakowo złożył wniosek o upadłość. Publiczna spółka, w której udziały mają Gdynia i Kosakowo, nie ma środków, by zwrócić 21,8 mln euro wsparcia publicznego uznanego przez Komisję Europejską za nielegalne.
Dominik Sipiński
Jak informuje TVN24.pl, lotnisko ma do tego nawet 2 mln długów wobec pracowników i wykonawców.
Spółka Port Lotniczy Gdynia-Kosakowo powstała w 2007 r. z inicjatywy samorządów Gdyni i Kosakowa. W 2012 r. Polska skierowała do Komisji Europejskiej notyfikację o udzielonej pomocy publicznej. Samorządy dokapitalizowały spółkę sumą 91,3 mln zł. Większość udziałów (ponad 93 proc.) objęło miasto Gdynia.
W lutym Bruksela uznała jednak, że to dokapitalizowanie było sprzeczne z unijnymi przepisami. W szczególności Komisja Europejska podkreśliła, że żaden prywatny inwestor nie zdecydowałby się na budowę lotniska w pobliżu sprawnie działającego i o dużym zapasie przepustowości portu lotniczego w Gdańsku.
Choć władze Gdyni zapowiedziały odwołanie od decyzji KE do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, lotniskowa spółka ma czas tylko do czerwca, by zwrócić dotację. Już w kwietniu Komisja oczekiwała dokładnego planu zwrotu pieniędzy.
Od początku było jednak wiadomo, że lotniskowa spółka nie ma jak oddać tych środków. Zostały one w większości przeznaczone na inwestycje w infrastrukturę, która zgodnie z porozumieniem z wojskiem pozostaje własnością Skarbu Państwa. Po złożeniu wniosku o upadłość wszystkie wydatki spółki będą musiały być zatwierdzone przez zarządce sądowego. Jak podkreśla w rozmowie z TVN24.pl wiceprezydent Gdyni, największym problemem są zaległości wobec pracowników oraz wykonawców prac budowlanych.
Dominik Sipiński