Minął tydzień. Co wiemy o MH370?
Reklama
AKTUALIZACJA 16.3 13:00 - Kolejne kraje dołączają do poszukiwań.
Coraz więcej sygnałów wskazuje na to, że zniknięcie samolotu z radarów było wynikiem celowego działania. Nie ma jednak żadnych wskazówek co do tego, kto mógł być sprawcą. Wiadomo, że po zniknięciu z radarów samolot kontynuował lot jeszcze przez nawet 6,5 godziny.
Skąpe dane satelitarne wskazują jako ostatnią lokalizację pas ciągnący się od południowego Kazachstanu do południowego Oceanu Indyjskiego na zachód od Australii. To linia mierząca łącznie ok. 10 tys. km, obejmująca tereny pustynne, wysokie góry, dżungle oraz znaczny obszar oceanu.
W poszukiwania zaangażowanych jest już nawet 25 krajów. Nie wiadomo jednak nawet, czego szukają - rozbitych szczątków w oceanie, na lądzie czy porwanego samolotu, który mógł gdzieś wylądować. Bez kolejnych sygnałów prawdopodobieństwa znalezienia Boeinga o znakach rejestracyjnych 9M-MRO jest niewielkie.
Wiadomo, że 9M-MRO wystartował z lotniska w Kuala Lumpur o godz. 0:41 8 marca czasu lokalnego (17:41 dzień wcześniej czasu polskiego). Rejs do Pekinu miał potrwać ok. 6 godz., a lądowanie było zaplanowane na 6:30 czasu lokalnego (23:30 czasu polskiego). Trasa rejsu miała przebiegać nad Malezją, Morzem Południowochińskim, Wietnamem (być może również Kambodżą i Laosem) i Chinami.
Na pokładzie znajdowało się 239 osób, w tym 12 osób załogi, głównie z Chin (152 osoby) i Malezji. Wśród pasażerów było dwóch Irańczyków, którzy weszli na pokład posługując się skradzionymi europejskimi paszportami. Władze i Interpol oceniają jednak, że Irańczycy próbowali nielegalnie dostać się do Europy i nie wiążą ich z terroryzmem.
Niecałą godzinę po starcie, ok. godz. 1:22 czasu lokalnego, systemy komunikacji i lokalizacji samolotu przestały działać. Według władz Malezji, najprawdopodobniej było to wynikiem celowego działania. Samolot znajdował się wtedy nad Morzem Południowochińskim u wybrzeży Malezji. Prawdopodobnie najpierw został wyłączony system ACARS, służący do komunikacji tekstowej z bazą, a potem transponder, umożliwiający lokalizację przez kontrolę ruchu lotniczego.
Od tego momentu wszystkie informacje są niepewne.
Choć w samolocie nie działały systemy lokalizacji, sygnały do satelitów wysyłały silniki maszyny (Rolls-Royce Trent 800). Tzw. pingi to sygnały, że silniki działały bez problemów. Ostatni ping został wysłany o godz. 8:11 czasu malezyjskiego, czyli ponad półtora godziny po planowanym lądowaniu.
Lokalizacja na podstawie pingów jest jednak możliwa jedynie z bardzo dużym przybliżeniem. Wiadomo jedynie mniej więcej w jakiej odległości od geostacjonarnego (nieruchomego w odniesieniu do powierzchni Ziemi) satelity znajdował się samolot. Możliwe lokalizacje rozciągają się w łukach od Kazachstanu do Tajlandii oraz od indonezyjskiej Jawy do południowego Oceanu Indyjskiego.
Ponieważ pingi były wysyłane co godzinę, samolot mógł teoretycznie kontynuować lot jeszcze przez 59 minut po 8:11. To dodatkowo poszerza obszar poszukiwań.
Według niepotwierdzonych informacji malezyjskie radary wojskowe jeszcze ok. 2:40, czyli ponad godzinę po zniknięciu MH370 z radarów cywilnych, śledziły niezidentyfikowany obiekt mogący być zaginionym Boeingiem. Kierował się on na zachód, w stronę Oceanu Indyjskiego. Według źródeł "The New York Times" obiekt najpierw wzniósł się na 45 tys. stóp, potem obniżył lot do 23 tys. stóp.
Władze Malezji wyznaczyły dwa pasy poszukiwań w oparciu o dane satelitarne, lecz również dzięki symulacji lotu MH370. W ciągu tygodnia, wykorzystując takiego samego Boeinga 777-200ER, ekipy poszukiwawcze wykonały lot zgodny ze znanymi informacjami o MH370.
Jak przypomina "The New York Times", północna część pasa poszukiwań to obszar mocno zmilitaryzowany, obejmujący Chiny (w tym Tybet), Afganistan, Pakistan, republiki środkowoazjatyckie oraz Iran.
Analitycy danych z nowojorskiego medium WNYC wyliczyli, że w zasięgu samolotu były aż 634 lotniska w 26 państwach, na których samolot mógł teoretycznie wylądować.
Choć spalanie zależy m.in. od poziomu lotu i prędkości samolotu, analitycy oceniają, że w momencie wysyłania ostatniego pingu o 8:11 w zbiornikach paliwa Boeinga 777 musiało być już bardzo niewiele kerozyny.
Wszystkie źródła są zgodne, że poszlaki wskazują na to, że zniknięcie samolotu jest skutkiem działań osoby wyszkolonej w pilotażu i znającej ten typ samolotu. Podejrzenia padły m.in. na kapitana MH370, Zaharie Ahmeda Shaha, którego dom został wczoraj przeszukany. Miał on w domu m.in. bardzo rozbudowany symulator lotniczy. Władze przeszukały również dom pierwszego oficera oraz ponownie sprawdzają wszystkich pasażerów.
Zgodnie z międzynarodowym prawem lotniczym śledztwo powinien prowadzić kraj, na terenie którego nastąpił wypadek. W przypadku rejsu MH370 wielostronne działania koordynuje Malezja, skąd samolot wystartował i gdzie był zarejestrowany. Międzynarodowa współpraca i brak danych utrudniają jednak sprawne poszukiwania. Malezja jest krytykowana za brak przejrzystości, a wczoraj ostrą oceną akcji poszukiwawczej opublikowała chińska agencja Xinhua. Dopiero wczoraj, po ponad tygodniu poszukiwań, premier Malezji po raz pierwszy podsumował informacje na konferencji prasowej.
Informacje na bieżąco podają w swoich transmisjach m.in. "The Independent", "The Guardian" oraz Al Jazeera English.
Dominik Sipiński