Malowania dokonano metodą fait accompli, więc co najwyżej jakieś wnioski na przyszłość można wyciągnąć. Sprawa, że się tak wyrażę, ma kilka aspektów i dwie płaszczyzny. Po pierwsze, jest kwestia estetyki: jednym się podoba, innym nie (ja należę do tej drugiej, zdaje się większościowej, grupy). Po drugie, kwestia treści (przekazu i jego zrozumiałości dla potencjalnego odbiorcy): tutaj obiektywna klapa - nie widać związku napisu (i malowania) z okazją, dla której został wykonany. Po trzecie wreszcie, rachunek ekonomiczny - nieznany przecież nikomu z komentatorów (na ile drożej, niż standardowa malatura). A co do dwóch płaszczyzn - niestety, zamiast racjonalnych kryteriów oceny, komentatorom włącza się tryb plemienno-polityczny: entuzjaści obecnej władzy się zachwycają, oponenci krytykują.
I jeszcze dwie, luźno związane z tematem uwagi. Zgodny chór egzaltowanych fascynatów okolicznościowej malatury na LOTowskim facebooku oznacza, że nasz narodowy przewoźnik naumiał się wykorzystywać media społecznościowe. Szkoda tylko, że jeśli chodzi o internet, to rozwija się umiejętności propagandowe, a nie techniczne, na przykład funkcjonalność strony
zobacz link legendarną już niemożność kupienia biletu multi-city).
Druga sprawa, to (praktykowane przez obecną władzę) zarządzanie przez wywoływanie konfliktów. Wiem, że im więcej frontów pootwieranych, tym dla nich lepiej, ale nie spodziewałem się, że zostanie to sprowadzone na poziom tak trywialny, jak malowanie samolotów. Przeczytajcie, Szanowni Komentatorzy, wasze wypowiedzi raz jeszcze i na chłodno, i zastanówcie się, w imię czego się tak nakręcacie, i czy naprawdę warto.